Długie przerwy w pisaniu mnożą tematy w głowie. Niektóre z nich same się unieważniają i odchodzą w niebyt - taka czasocenzura.
Niektóre zostają, utrwalają się i mają swoje skutki i konsekwencje.
Błędy popełnione w ogrodzie skutkują dosyć szybko. Ich zaletą/wadą jest to, że najczęściej dają się naprawić już/dopiero w następnym sezonie. W tym roku udało mi się popełnić kilka.
Po pierwsze: za późno wysiany szpinak po wypuszczeniu drugich listków uderzył od razu w kwiaty. Nie mam więc szpinaku na wiosnę. Następne sianie pod koniec lata i późną jesienią.
Po drugie: z braku lepszego miejsca (dwa niewielkie parapety, trzeci okupowany przez koty) sadzonki trzymałam na zewnątrz przy południowo-wschodniej zacisznej i nasłonecznionej ścianie. Rozwijały się bardzo dobrze. Niestety, wieść się rozniosła i pewnej mokrej nocy z całej okolicy przybyły ślimaki. Najbardziej smakowały im kalafiory, kapusty, brokuły, brukselki, sałaty (jedynie masłowa im nie podeszła), korniszony oraz pomidory z naciskiem na odmiany mini, ostało się bawole serce. To, co zostało, czyli jakieś 20%, poszło już do gruntu. Z wyjątkiem pomidorów. Trochę mi żal, bo o ile pomidory, sałaty czy kapusty mogę dokupić na bazarze, to takie brokuły kalafiory i brukselki już nie bardzo. Na przyszły sezon zapisane: niezbędne bezpieczne miejsce dla sadzonek.
W ogóle ślimaczy problem mam - nie da się ukryć. Ziemia ciężka i gliniasta przy słońcu zasycha w skorupę. Ściółkowanie robi dobrze, ale jest też schronieniem dla ślimaków, które, przyznam, dziesiątkują mi warzywa. Spotkałam się kiedyś z teorią, że ślimaki zjadają tylko rośliny słabe lub chore robiąc tak naprawdę dobrze naszym uprawom. Z moich obserwacji wynika, że albo mam wszystko słabe, albo dla nich wsio rawno i jadą po kolei. Faktycznie omijają te podrośnięte już dorodne okazy, ale raczej dlatego, że bardziej smakują im młode listki.
Tak mniej więcej wyglądają posadzone do gruntu kapustne:
W kolekcji błędów głupich mam jeszcze źle opisane patyczki z oznaczeniami siewu. Źle, bo długopisem. Deszcz i słońce zabrały ślad po długopisie i zostawiły czyściutkie patyczki. Dzięki temu w niektórych miejscach nie wiem co mam posiane. Szczególnie tam, gdzie sianie nie odbywało się wedle planu, tylko spontanicznie. Zadanie na przyszłość: nie gubić wodoodpornego pisaka!
Może błędów jest i więcej, tylko konsekwencje jeszcze niewidoczne...
Chcieliśmy mieć drugiego psa. Tym badziej takiego, który lubi przebywać na zewnątrz, bo nasza Sabina-Hrabina mimo gabarytów jest psem typowo domowym z ulubionym miejscem w kuchni pod stołem.
Stasinek wręcz przeciwnie. Jego historia niedokładnie przebadana, ale prawdopodobnie przez rok był bezdomny i mieszkał w lesie. Potem dom tymczasowy, przytulisko. Zamknięcie w mieszkaniu jest dla niego lekką traumą. Dostałam go z dobrych rąk Pani Marii, która wraz z mężem kilka wsi dalej prowadzi azyl dla psich nieszczęść ofiarowując im swój dom, czas, opiekę, pieniądze i miłość. W tym momencie jest u nich ok. 50 psów (!).
Teraz Stasiek przyzwyczaja się, że ma już swoje miejsce i swoich ludzi. Chodzi za mną krok w krok, pilnuje kiedy jestem w ogrodzie.
Odprowadza do naszej dwupasmówki i czeka tam, kiedy wyjeżdżam i wracam. No i próbuje rozruszać trochę Sabę.
Odprowadza do naszej dwupasmówki i czeka tam, kiedy wyjeżdżam i wracam. No i próbuje rozruszać trochę Sabę.
Tak więc stadko nam się powiększa. Czas pomyśleć o jakichś hodowlanych.
Czarne bzy kwitną na potęgę, więc produkcja syropów ruszyła.
Taki dorodny okaz mam za stodołą:
Kilka pomniejszych w sadzie, ale je zostawiam na owoce.
Ponieważ i truskawki się zaczynają pokusiłam się o zrobienie dżemu truskawkowego z kwiatami czarnego bzu. Przepis znalazłam tutaj. Kwiatów dałam nieco więcej niż w przepisie. Nie dałam pektyny, bo nie mam. Za to miałam jeszcze resztkę Agar-agar. Niby nie przepadam za słodkościami, ale pierwszy słoiczek zjadłyśmy z Małą M. po prostu łyżeczką... do czysta. Ta cytryna i kwiat bzu bardzo fajnie współtworzą truskawkowy smak.
Po upalnych burzowych dniach nadeszły zimne deszczowe. Siadłam i rozpisuję co jeszcze mogę w tym roku posiać/posadzić. Widzę, że kiedy życie nawarstwia się i spiętrza, taki harmonogram wprowadza pewien ład.
A za 2 tygodnie wraca K. Tralalalalala
Dobrego weekendu dla Wszystkich!
Izo kochana ! Jeszcze nie raz bedziesz błądzic, co jak wiadomo jest rzeczą Naczelnych, ale najwazniejsze, że drugi raz tych samych błędów nie popełnisz. Problem slimaków chyba dotyczy głównie Waszych terenów ( znana Ci internetowo, nieco oddalona , sąsiadka, ma go też). Cóz, trzeba je wygubić - zastaw pułapki piwne. I chwała Ci za przygarnięcie Stasia ( czemu takie imię ? Wiesz, jak mi się kojarzy), teraz jesteście fantastyczna rodziną :-). Ściskam Was serdecznie, a dla Małej M. przesyłam najlepsze życzenia z okazji Jej świeta !
OdpowiedzUsuńTak też się pocieszam, że najwięksi ogrodnicy zdobywali doświadczenie błądząc czasami he he.
OdpowiedzUsuńStaszek, to imię schroniskowe. Reaguje już na nie, więc nie chciałam mu dodatkowo mieszać w głowie. I tak ostatnio dużo miał zmian w życiu. Poza tym, ostatnim opiekującym się naszym gospodarstwem współwłaścicielem był Pan Staszek, którego nie zdążyłam już poznać. Może to jakiś znak:) Mam nadzieję, że nie jest to dla nikogo obraźliwe.
Mała M. już dzisiaj padła z wrażeń - pierwszy występ estradowy za nią. Dziękuję za życzenia w jej imieniu - ona świetnie kojarzy kto to jest Mamusia Cioci Kamy i razem podziwiamy Pani kwiaty i kwiatuszki:)
Ściskamy mocno!
Kochana Izo, wcale mnie nie obraża to imię, choc staram sie usilnie nie nadawac swoim zwierzakom ludzkich imion ( choć jak wiesz, nie jestem konsekwentna - ma Julkę, a teraz Dusię :-)). Pewnie, że biedny psiak miał dość złych przezyć. Teraz musi odzyskac równowagę. Pogłaszcz go ode mnie ! A Małą M. ucałuj. Nie tracę nadziei, że kiedys się poznamy ! Całuję Was !
OdpowiedzUsuńAaaa, zapomniałam zapytać, czy robisz syrop z tego bzu ( z dodatkiem cytrusów)? Jest fantastyczny w smaku i leczniczy. Służę przepisem, gdybyś chciała.
OdpowiedzUsuńTak, kwiaty i poćwiartkowane cytryny zalewam wrzącym roztworem cukrowym, to wszystko się przegryza kilka dni w chłodzie. Potem odcedzam i do butelek, no i tutaj szkoły są dwie jedni pasteryzują inni nie. Ja pasteryzuję krótko w piekarniku, bo zawsze daję trochę mniej cukru niż w przepisach stoi i raz już mi się zepsuł (choć przyznam, że sfermentowany też smakował wyśmienicie:)). Czy Pani przepis podobny?
UsuńNa pewno uda się jakieś spotkanie na szczycie zaaranżować, w to nie wątpię!
Buziaki ślemy!
Ten syropek robię nieco inaczej i przede wszystkim nie pasteryzuję ! Traci wtedy wiekszość wartości ( albo wszystkie). W ogóle nie używam gorącej wody. Dodaje pomarańcze i ew. mandarynki. Buziaki !
OdpowiedzUsuń