przy-ziemne

przy-ziemne

29 czerwca 2014

Notatka szkoleniowa

Wspominałam kiedyś, że praktycznie każda rozmowa z lokalsem (na wsi) to lekcja. Dla nas. Uczymy się dużo i z każdą rozmową dowiadujemy się, jak rozległa wiedza jeszcze przed nami. Odwieczna prawda o proporcji odległości do liczby drzew.
Zasada najważniejsza - zadawać pytania! Niektóre informacje są tak oczywiste, że "wieśniakowi" z dziada-pradziada nie przyjdzie do głowy wytłumaczyć coś od siebie.

Przykład? Niedawna rozmowa z Sąsiadem przy okazji zwożenia siana.
My: wypytujemy o jedzenie dla krowy zimą.
Sąsiad: Nooo, ale to przecież nie tylko siano! Wytłoki, śruta, słoma...
Ja: Słomę też je? Myślałam, że tylko na podściółkę.
Sąsiad: No pewnie, że je! Inne  witaminy w sianie, a inne w słomie!
Mój K: Marek, to czemu chcesz nam oddać słomę? (przyp. aut.: Na budowę ze słombala. Sąsiad hoduje krowy.)
Sąsiad: A na ch...* mi żytnia słoma?!
My: Hyyy???!!!
Sąsiad: Krowa żytniej nie tknie!

No i tak się toczą te nasze rozmówki. Polsko-polskie, a czasami jakbyśmy różnymi językami gadali.
W niektórych przypadkach intuicja podpowiada mi sprawdzić informacje, bo te "pradziadowe" szkolenia trącą niekiedy przekonaniem: nie popryskasz - nie urośnie. Jednakże w wielu przypadkach wiedza ta jest bezcenna, podawana z dumą mądrzejszego, radością, że ktoś chce słuchać i najczęściej przy okazji jakiejś pożytecznej pracy.

A propos pożytecznej pracy, to zrobiliśmy drugą i właściwą część sianokosów. Mamy prawie 350 kosteczek zwiezionych do stodoły. Pozostały jeszcze trzy mniejsze łączki.

Kwitną ziemniaki,

kwitnie gryka "jak śnieg biała"

oraz fasolka szparagowa.

Owocuje posadzona w tym roku świdośliwa. Druga została pożarta przez sarenki.

Ogórecznik mnie zaskoczył, dopiero teraz jak już jest duży przypomniałam sobie, że go posiałam.

No i to na tyle sukcesów uprawowych.
Ogórki stoją w miejscu, cukinie i dynie takoż. Marchewka bardzo wolno zastanawia się co ze sobą zrobić. Pietruszka postanowiła w ogóle się nie pojawić. O dziwo kapusta, która dała odpór ślimakom, rośnie pięknie, rozwija się, a właściwie zwija w główki.
Po tej pierwszej połowie sezonu uprawowego mam wrażenie, że ziemia u nas jest niezła, natomiast z pewnością wymaga "rozluźnienia", co czynić będziemy siejąc poplony.

Spokojnej niedzieli dla Wszystkich!  

U nas weekend pt.: przeprowadzki ciąg dalszy (a miał być ostatni). To niesamowite, jak człowiek obrasta w rzeczy! Wrrrr:)




12 czerwca 2014

Notatka o lubieniu

Mała M. wchodzi w etap zadawania pytań. Z rodzaju tych, że nad odpowiedzią trzeba się chwilę zastanowić.
- Mamusiu, a co Ty tak najbardziej na świecie lubisz? Ale nie kochasz, bo wiem, że mnie. Co lubisz tak najbardziej na świecie?

Zrobiłam szybki przegląd w głowie. Spotkania z przyjaciółmi lubię. Jak mogę dla nich gotować, to jeszcze bardziej lubię. Książkę baaardzo lubię. Pogrzebać w ziemi - o to, to. Długie, leniwe gadanie śniadaniowe z K. - mmm też fajne. I dobry film lubię i szydełko. Co wybrać? 
Poszukałam bliżej.
Przedpołudnie spędziłam na truskawkach u sąsiadów w ramach rewanżu pomocy sąsiedzkiej. Potem zrobiłam potrójne pranie we Frani, ugotowałam obiad i właśnie upajałam się zapachem siana robiąc pierwsze w swoim życiu kopki. Czułam się szczęśliwa, wolna i zmęczona.
- Najbardziej, to ja chyba lubię się zmęczyć - powiedziałam to ze śmiechem*.
 Ale... Po latach abstrakcyjnej pracy za biurkiem, kiedy też bywałam zmęczona, a czasem "wypruta" wiem już, że te dwa zmęczenia są nieporównywalne. Właściwie wszystko je różni - sens, motywacja, celowość, satysfakcja. Po zmęczeniu fizycznym nawet rozrywka intelektualna smakuje inaczej. Paradoksalnie czasu mniej, ale dobór jakby staranniejszy.

Lubiłam swoje poprzednie prace. Szczególnie ludzi, z którymi miałam szczęście się spotkać. Z czasem jednak człowiek zaczyna wymagać czegoś więcej od miejsca, w którym spędza większą część swojego życia, niż miesięczna wypłata i kontakty towarzyskie. Z czasem powstają pytania po co robię to co robię, dla kogo to robię i w jakim kierunku sama idę. A kiedy te pytania się już pojawią, spokoju nie dają i trzeba jakoś odpowiedzieć. A kiedy ma się już odpowiedź, to coś z nią trzeba zrobić. Albo wkopać pod dywan, albo podjąć jakieś działania. Oczywiście po drodze pojawiają się różne okoliczności, przygody, ludzie, przypadki, myśli. I tak od żakieciku i obcasików przechodzi się do robienia kopek z sianem, które dają poczucie szczęścia, wolności i zmęczenia, które też jest szczęściem. Wersja skrócona metamorfozy mieszczucha w rolnika.

Kopki szczęścia

A tak w ogóle, to mam zrobiony zjazd do naszego gospodarstwa! Tak się tego bałam. Doświadczenia zero w robotach ziemnych. Nawet wyobrazić mi sobie było trudno, jak to do końca ma wyglądać. A tu jeden dzień i zrobione. Mój wkład pracy: wcześniejsze przygotowanie terenu, podejmowanie decyzji w sprawach, na których się nie znam, robienie zdjęć, obiad dla dwóch pracowników, wyłożenie kasy na stół. 
Teraz ziemia przesycha, trzeba jeszcze podrównać i za tydzień, dwa przysypiemy kamieniem. Nachylenie i tak jest spore, teraz się wyjeżdża, zobaczymy jak to zimą będzie. Ten zjazd to jedyny czynnik, który wzbudza moją zazdrość wobec tych, co na równinach.

Pod górkę

i z górki

Na zakończenie, gdyby ktoś chciał potrenować odpowiedzi na dziecięce pytania, proszę:
- A dlaczego ludzie powinni się kochać?

Owocnego dnia dla Wszystkich!


*P.S.
Kochana K.! Jeśli to czytasz, to pamiętam oczywiście, jak podczas jakiegoś babskiego wyjazdu w Tatry stanęłaś zdyszana w połowie podejścia i ryknęłaś dziko: "K...wa, jak ja kocham się zmęczyć!"