przy-ziemne

przy-ziemne

27 kwietnia 2017

Notatka o dachu nad głową (i aktualizacja zwierzyńca)

Miniona zima była pierwszą, którą w sposób dosłowny spędziliśmy z dachem nad głową. Poprzednie dwie były pod folią...
Dla przypomnienia - wybudowaliśmy sobie samonośną, słomiano-glinianą kopułę. Z powodu naszej niewiedzy, naiwności, hurraoptymizmu, błędów konstrukcyjnych i innych czynników naturalnych zewnętrzny tynk pękał. Pęknięcia były różne - większe i mniejsze. Każde z nich jednak prowadziło lub mogło prowadzić do przenikania wody do wnętrza ścian - słomianych. Efekt łatwo przewidzieć. Dwa lata poszukiwań doprowadziły nas do konstatacji, że nie istnieje środek, który byłby jednocześnie: wodoodporny (deszcz i śnieg), paroprzepuszczalny (oddychanie ścian) i elastyczny (odporny na pęknięcia). Ze złośliwości tego świata dochodzi jeszcze mróz, wiatr i promienie UV.... A, no i jeszcze byłby w zasięgu naszego portfela.
Zdecydowaliśmy się na, jak się wydawało, rozwiązanie najprostsze - przykrycie kopuły dachem. Aby nie obciążać ścian, dach musiał być niezależną konstrukcją, jednak na tyle stabilną, aby wytrzymać tutejsze wichury. Schody zaczęły się, kiedy kolejni fachowcy wycofywali się z projektu, twierdząc, że: to się nie uda. Naprawdę gorąco zrobiło się w sierpniu, kiedy dogadany budowlaniec, który trochę zna się na ciesielce i miał z K. stawiać dach wespół, przestał odbierać telefon.
Na pomoc jak zwykle ruszyli przyjaciele. Dwóch facetów, dwa miesiące pracy i dach stanął. Być może byłoby szybciej, ale wrzesień i październik nie rozpieszczały pogodowo. Poza tym z racji nieregularności kopuły projekt dachu nie był najprostszy i w dużej mierze kształtował się na bieżąco.
Ani K., ani nasz Przyjaciel nie mieli pojęcia o tego typu pracy. Często zdarzały się przestoje i zastanawianie się jak to dalej ugryźć. Pomocą, głównie przez telefon służył nasz znajomy cieśla, wpadł zresztą na dwa dni dorobić mieczyki do podpór. Chwała mu za to:)
Dla mnie ten dach, to pewnego rodzaju symbol. Namacalny symbol trywialnego: jak się chce, to wszystko można.
Efekty pracy w fotorelacji poniżej:
I co dalej?
Zaciosy - prawie profesjonalne.
Początki deskowania.

Skończone i wyrównane deskowanie.
Przy kładzeniu gontu pogoda była już mocno jesienna.
Nocne wycinanie mieczyków. Dziękujemy K.
No i jest...
Profil
Prawie skończone - na ostatni metr od góry zabrakło nam materiału i czasu. Czekamy na lepszą pogodę.
A muszę powiedzieć, że to nie jedyny dach, który powstał w ubiegłym sezonie budowlanym. Dachu nad głową i całej nowej stajenki doczekały się nasze kopytne - kozy, krówka i osiołek, a właściwie już para osłów. Jedynie owce zostały na starym miejscu w stodole i muszą poczekać, aż powstanie dla nich solidna wiata. Ale zyskały za to fajny zadaszony, zaciszny zakątek przy ścianie stodoły. Kury i kaczki też ustawione w kolejce po własne m.
Stajnia jest wynikiem zbiorowej pracy ekipy stawiającej takie budynki, mojego K. z doskoku oraz naszych dwóch lokalnych znajomych, z których jeden zrobił nam drzwi z futrynami, a drugi boksy dla zwierząt wewnątrz.



Każde w swoim pokoju.  


Obecnie już w każdym kątku po dzieciątku, a czasem po dwa.
Nad zwierzętami miejsce na sianko.
 A jak już tu jestem, to jeszcze parę zdjęć zwierzyńca. Nasz osiołek Piorun doczekał się w końcu gatunkowej koleżanki. Jest sporo większa od niego, więc czy będą z tego dzieci?

Pika i Piorun.
W owczym stadzie zaczerniło się od maluchów, choć nie wszystkie węgielki...
Lamia, wypasiona przez mamusię... Jej siostra, Luna, u nas na butelce, bo owcza matka przyjęła tylko jedną córkę
Hipolita, jedna z trojaczków od Hildegardy.

W tym roku na butelce dwójka... na razie.

Różyczka zabiega o względy Bernarda.
Dla odmiany kozie maluchy wszystkie białe po tatce.

 Co ma się urodzić jeszcze, niech się rodzi zdrowo. Co ma obrodzić, niech obrodzi bujnie! Pomyślności dla Wszystkich, którzy chowają, hodują, uprawiają, jak i planują:)