przy-ziemne

przy-ziemne

9 lutego 2015

Notatka o gospodarstwie zimą

Zimą na gospodarstwie rytm jest ustalony. A ponieważ zimą łatwo o dziwne stany umysłu i czasem jakaś melancholia ogarnia, to taka rutyna dobrze robi na głowę. Codziennie parę razy trzeba się przewietrzyć, lecieć do kur czy owiec, pogadać z nimi. A ci co owce mają wiedzą, że nie ma lepszego słuchacza od tych przeżuwaczy. Wyraz twarzy zawsze opanowany, wręcz filozoficzną mądrością bijący. Niczego nie dają po sobie poznać, nawet jak im straszne kity wciskać, czy o wątpliwościach swoich opowiadać - jednakowy spokój zawsze. A ten stan głębokiego namysłu, kiedy podzielisz się najważniejszymi ludzkimi pytaniami... Może i nie pada odpowiedź, ale jakże pocieszające jest to, że ktoś jeszcze nad tym pomyśli.
 
Hilda

Bazyl

Psy rekonwalescenci też teraz ruchu potrzebują dużo. Saba szczególnie, która zawsze miała tendencje do tycia. Po operacji i gojeniu ran pracujemy nad formą i kondycją, co i mnie się przyda, więc nie narzekam. Terenów spacerowych mamy pod dostatkiem, a to las, a to lasek, a to pola z laskiem - jest w czym wybierać.

Czasem w tej zimowej rutynie zdarzają się niespodzianki. Na przykład sypnie śniegiem. Co za niespodzianka zimą! Tym bardziej, że opad widniał w prognozach jak byk. Ale mnie zupełnie zaskoczył z samochodem na dolnym parkingu. Uwięzionym. Na kilka dni. Dzięki temu Mała M. na swój pierwszy bal karnawałowy podróżowała saniami.


Odwiedziny różne to też zawsze miła niespodzianka i duże urozmaicenie. Dzielą się na dwie kategorie. Wizyty przyjaciół i Rodzin oraz miejscowych ludzi. Znajomi przyjeżdżają zwykle z daleka i zostają na dłużej. Można posiedzieć, pogadać, pójść na spacer. Jest dla kogo ugotować i z kim się napić. Muszę przyznać, że jak na miejsce, w którym zamieszkaliśmy i porę roku, to jest tych odwiedzin nawet więcej niż się spodziewałam.
Miejscowi za to składają krótkie niedzielne wizyty. Lubię te spotkania. Mam poczucie, że trochę wrastamy w tę społeczność. No i nigdy nie przychodzą z pustymi rękami. Dostaję bardzo fajne prezenty. Owies dla owiec, pszenicę dla kur, jajka, sery, mleko, masło, a ostatnio dostałam pięknego koguta dla moich kurek. Blondyna. Kury w szoku. Przez dwa dni nie było jajek. Teraz za to niosą z podwójnymi żółtkami.
Blondyn
A największą niespodzianką ubiegłego tygodnia było to cudo!

Pierwsze owcze dziecko w naszym gospodarstwie. Z matki Czekoladki. Na szczęście przyjechał Brat z aparatem, więc Maluch załapał się na kilka lepszej jakości zdjęć.


Zaskoczenie było spore, bo pierwszych dzieci spodziewałam się najwcześniej na przełomie marca i kwietnia. Wygląda na to, że to nie Bazyl jest ojcem, tylko Inkwizycyjny Zygfryd! Zabawiał się z moimi dziewczynami, kiedy jeszcze przebywał na pastwisku Rogatej. W sumie byłoby fajnie, jakby wszystkie urodziły przed kwietniem. Mogłabym sobie zostawić Bazyla na następny sezon. 
Gorąca linia z Rogatą Owcą pozwoliła mi przynajmniej nie wybuchnąć od emocji i zachować resztki zdrowego rozsądku. Sprawdziłam też płeć wedle instrukcji - wydaje się, że to dziewczę. Jak urodzi się coś innej płci i będę mieć porównanie, zyskam pewność.
Bazyl oszalał zupełnie. Świeżą matkę, chciał pokryć pół godziny po urodzeniu malucha. Zaczął też regularnie skakać po innych owieczkach. Przy czym przez ostatnich kilka miesięcy RAZ udało mi się zobaczyć zaloty. Wygląda jakby zrozumiał, że to nie przelewki. Jakieś obce dzieci rodzą się w JEGO stadzie. Widać, że teraz chce to odpracować, a ja chodzę i trochę się z nim droczę: za późno, za późno Czarny Baranie.

Atrakcji w tym nudno-zimowym okresie wcale mi nie brakuje. Jak choćby dzisiaj. Miałam zaplanowane różne rzeczy, ale przyjechało pięć kubików drewna i zostało zwalone w okolicach górnego parkingu (bo zima i sypie) i teraz muszę to zwieźć do stodoły. Myślę, że ze dwa już zwiozłam. Z pomocą Sąsiadów. Jakże by inaczej. Reszta przykryta (bo zima i sypie) i czeka. Będę sobie zwozić po kilka taczek.

Nudnego i spokojnego czasu Wszystkim życzę, zanim zacznie się wiosenne szaleństwo:)