przy-ziemne

przy-ziemne

13 marca 2016

Notatka o ziołolecznictwie w hodowli zwierząt

Nie będzie to moja notatka, bo niewiele wiem na ten temat. Ale się uczę. A jak szukam, to trafiam na różne rzeczy.
TUTAJ przekazuję linka do dokumentu, który może być ciekawy dla wielu przydomowych hodowców. W artykule oprócz informacji ogólnych, są umieszczone tabele dla poszczególnych zwierząt (kur, królików, koni, kóz i owiec oraz bydła i trzody) z listą ziół i ich działaniem na dane zwierzę. 
W większości są to bardzo pospolite zioła, które warto sobie zebrać i mieć - na wszelki wypadek. Można też pomyśleć o dosianiu ich na pastwiskach.
Na końcu dokumentu obszerna bibliografia dla bardziej dociekliwych. Są na przykład wymienione artykuły Simony Kossak - "Samolecznictwo ludzi i zwierząt" wydawane przez Echa Leśne.

Wszyscy mówią o Wiośnie, rano ptaki już budzą, więc musi coś być na rzeczy. U nas leje, wieje lub mży. Temperatura nie wychodzi ponad 5 stopni. Na wtorek zapowiadane opady śniegu... Dobra, niech Jej będzie - poczekam. 
Dla wszystkich czekających - pogodnej cierpliwości.

P.S.
Wzdęta koza z poprzedniej notatki, powiła w tym tygodniu parkę zdrowych koźląt.


2 marca 2016

Notatka hodowcy-amatora

Leniwa niedziela. Tak miało być. Goście, spacerek, gotowanie, pogaduchy. Wyszło inaczej, za sprawą naszej rogacizny. Przy porannym karmieniu okazało się, że w nocy Hilda powiła bliźniaki. Ale jakie z nich bliźniaki! Baranek dwa razy większy od owieczki, a ta, nie dość, że malizna, to jeszcze kolorowa! Jaśniutka jak Hilda, tylko ciemniejsze plamki. No i niepokój czy da radę. Głos donośny, matka dobrze na nią reaguje. Mała podchodzi do cycka. Ale czy się już napiła siary? Dorosłym zadałam siana. Wcześniej urodzone trojaczki dokarmione butelkami. 
Pobiegłam z żarciem do kur, a potem do kóz. A tam znowu niespodzianka. Biała stoi nadęta jak balon. Głowa zwieszona, na owies nawet nie spojrzała. Ewidentne wzdęcie. Boks zanieczyszczony "na rzadko". No to Białą na spacer i telefony, najpierw po sąsiadach i znajomych, którzy coś mogą poradzić. Weterynarz nie odbiera (niedzielny poranek). Sylwia szuka pomocy na FB. W końcu telefon do lecznicy. Wet każe najpierw próbować domowych sposobów: wódka z wodą, masowanie, odczekanie. Jak to nie pomoże, to jeszcze roztwór sody z wodą. No i dieta, tylko woda i siano, chociaż Biała zupełnie nie jest zainteresowana jedzeniem. Przed podaniem wódki, szukanie na necie, jak to zrobić, bo doświadczenia zero w takich przypadkach. To znaczy podawałam już lekarstwo owcy, ale akurat piła chętnie ze smoczka. Ale wóda? Weterynarz stwierdził, że sama nie pociągnie...
Oczywiście na YT jest wszystko: 


Nawet udało się za pierwszym razem, choć nie tak sprawnie jak na filmie. Przy masowaniu i oklepywaniu czułam pod ręką jak się zmienia sytuacja. Czasami lekko się rozluźniała, by za chwilę znowu się napompować i stwardnieć. 

W przerwach zaglądamy do owiec, jak tam maleńka. Wychodzi ze wszystkimi na zewnątrz, ale nie nadąża. Beczy głośno, Hilda stara się trzymać blisko, mała majstruje przy wymieniu - wygląda, że będzie dobrze.

Po jakimś czasie, Biała nadal wzdęta. Jeszcze raz spacer. Robi kupę, już nieco twardszą, ale jeszcze daleko do bobków. No to podajemy sodę. Bingo! Zadziałało. Zaczęło jej się odbijać prawie natychmiast po wypiciu. Jeszcze raz masowanie i zostawiliśmy ją na razie w spokoju.

Tymczasem mała owieczka idzie na dokarmienie butelką, żeby trochę ją wzmocnić. Po wypiciu przysnęła sobie w domu. Kiedy się obudziła, o czym powiadomiła głośnym beczeniem, oddałam ją Hildzie. Cały czas nie ma oznak odrzucenia, więc w miarę spokojna zostawiam ją na noc z matką.

Po dwóch godzinach od podania sody, Biała wygląda normalnie. Wzdęcie zeszło, zaczęła jeść siano i pić wodę. Ufff

W nocy złe sny, że malutka padła i znalazłam ją martwą w stodole. Rano, kiedy zaczęło się rozjaśniać, zobaczyłam owce na pastwisku, ale przy Hildzie tylko baranka, no to pędem do nich. Malutkiej nie ma. Szukaliśmy wszędzie. Przegrzebałam ściółkę w owczarni, sprawdziłam pastwisko. *Sylwia z Sebastianem obeszli całe pastwisko dookoła. Nie ma. Największe prawdopodobieństwo, że porwał ją jakiś drapieżnik, ale nie mam żadnych poszlak. 

Biała ma się dobrze. Po wzdęciu nie ma śladu. Za jakiś tydzień, dwa powinna się kocić. 
A! powodem wzdęcia było prawdopodobnie przejedzenie się owsem. Dzień wcześniej kozule samodzielnie wydostały się z boksu i dobrały się do owsa. Zmyliło mnie to, że niewiele go ubyło i że minęła cała doba, ale musiał to być owies, bo poza tym wszystko było normalnie, jak co dzień.

Owce do tej pory wykociły się trzy, przy czym jedna trojaczkami - te dwa razy dziennie dokarmiane są butlami z krowim mlekiem. Czekamy na dalsze. Z tego, co na razie, to zapowiada się barankowy rok. Echhhh

Zostawiam te wydarzenia bez dodatkowych komentarzy. Wszystkie wątpliwości i wyrzuty, co by było gdybym zrobiła inaczej, mam w głowie. Chyba tak właśnie buduje się doświadczenie.
Suchy opis może się komuś na coś przyda w podobnych sytuacjach..
Czekoladowy pierwszak, urodzony w pierwszą noc po styczniowej pełni.
Trojaczki z Lady.
Jedno z trojaczków.
Ta, której już nie ma.
Mimo trudnych czasem sytuacji, życzę Wszystkim pozytywnego oczekiwania na wiosnę. Lubię przedwiośnie za potencjał, który ze sobą niesie.

* Sylwii i Sebastianowi wdzięczna jestem za pomoc i że nie byłam sama z tym wszystkim.