przy-ziemne

przy-ziemne

12 marca 2014

Notatka zdjęciowa

Ostatnie kilka miesięcy, to życie w takim mieście:


Z takim widokiem z okna:



Każda wolna chwila zatem, to wypad w przestrzeń:







 

Nie dajcie się zmylić tym soczyście zielonym drzewom w marcu - to przerośnięte ostrokrzewy.

Ale są też oznaki wiosny:



I kwitnące migdałowce:



Gdzie mamy wpisaną tę potrzebę przestrzeni? I potrzebę samotności - nie tylko za zamkniętymi drzwiami swoich domów. Czy to wychowanie, czy inaczej poskręcane zwoje?

Wracam do pakowania:)

8 marca 2014

Notatka o tym-czasie


Na wsi mieszkamy od czterech lat. Do tej pory była to mała beskidzka wioska. Mały drewniany domek. Wynajmowany. Domek stoi na osuwisku i dzięki temu (brak pozwoleń na budowę) ma ładną niezabudowaną przestrzeń dookoła.
Właściwie ta wieś miała być „na próbę”, na chwilę, przystankiem w drodze do… nie wiedzieliśmy jeszcze czego. Ale życie na wsi szybko zmienia człowieka. Otwierają się zablokowane pokoje w głowie, w sercu (a może duszy?).

Zaczyna się obserwować łąkę przed domem, podchodzące sarny i ślimaki, przyglądać owadom, które wpadają przez okno i patrzeć jak tłusty pająk w kącie próbuje je złapać, słuchać ptaków, tupotu kuny biegającej po strychu i popiskiwań myszy, które jesienią bezpardonowo wprowadzają się do domu. Trzeba zasiać, żeby mieć. Na wiosnę pomyśleć o drewnie na zimę. Trzeba naprawić, żeby nie było zepsute. Trzeba zrobić, żeby żyć.
Ta prosta logika i odkrywany świat zaczynają wypełniać dopiero co otwarte pokoje i po chwili już wiadomo, że inaczej żyć – byłoby trudno.

Dosyć szybko zaczęliśmy szukać miejsca dla siebie, gdzie można by rozwinąć skrzydła i zacząć wykorzystywać zdobywaną powoli wiedzę zarówno dzięki Internetowi (patrz: notatka o wdzięczności), jak i kontaktom lokalnym. Właściwie każde Spotkanie z człowiekiem na wsi, to była dla nas lekcja. Szczególnie po pierwszej przetrwanej przez nas zimie, ludzie jakby bardziej się otworzyli:)
Tylko trzeba pytać, wytrwale pytać. Niektóre sprawy, niezrozumiałe dla miastowego, są tak oczywiste dla mieszkańca wsi z dziada-pradziada, że nie przyjdzie mu do głowy nawet o tym wspomnieć.

W tej tymczasowości, która już nas momentami męczyła, bo nie można było podjąć żadnego działania długoterminowego (np. posadzenia drzewa), udało się parę spraw pchnąć do przodu. Dzięki nabytej wiedzy teoretycznej i praktycznej, nie będziemy już takimi strasznymi „miastowymi”, jak te 4 lata temu.
K. zdobył sprawność kosiarza kosą, rębacza siekierą, odróżniania drewna łącznie z jego najlepszym przeznaczeniem. Z sukcesem zrobił też parę mebli, a parę starych odnowił. Ja w tym gospodarstwie robię za specjalistę od żywienia i upraw. Specjalista – może zbyt dumnie – ale ktoś robić musi.
Gotowanie zawsze lubiłam i przychodziło mi to łatwo. Dieta na wsi, mocno nam się zmieniła. Odpadło wiele produktów "wyszukanych", a przybyło wiele produktów wyszukanych... na łące przed domem, w lesie za domem, w krzakach nad domem.
Ogród zaś - to był nowy świat, w który wkraczałam niepewnie, małymi krokami, ale z ogromną ekscytacją. Dzięki tymczasowości miałam możliwość na eksperymenty, obserwowanie, szukanie odpowiedzi, czytanie kolejnych książek, które podsuwały inne możliwe rozwiązania.

A nauka dla mnie z tego taka - nie ma co narzekać na tymczasowość – raczej z niej korzystać. Może się okazać, że to jest właśnie TEN czas, który może być bardzo owocny i który się już nigdy nie powtórzy.  

Nasz tymczasowy dom wiosną
i zimą

Wykopują spod śniegu opadłe jesienią jabłka
Eksperymenty ogródkowe
Grządka wzniesiona z pomidorami

Dodam tylko, że pomidory z ostatniego zdjęcia rosły pięknie, wydały dużo wspaniałych owoców, w końcu jednak dorwała je choroba. Te, które ocaliłam, skończyły jako konfitura z zielonych pomidorów. W tym roku będę próbować z inną odmianą, też w gruncie.



6 marca 2014

Notatka o wdzięczności


Jest w życiu taka prawidłowość, że w odpowiednim czasie spotyka się odpowiednich ludzi, dzięki którym następuje zmiana. Nawet bez szczególnych intencji z ich strony, jakby mimochodem. Wystarczy, że coś powiedzą, podsuną, podeślą. I nagle – BUM! Obraz zaczyna się wyostrzać, rzeczy wchodzą na właściwe ścieżki, a człowiek razem z ekscytacją zaczyna odczuwać spokój. 
Tak właśnie się stało, kiedy Ania podesłała mi linka do społeczności Cohabitat. Dziękuję Aniu. Stronka wyglądała wtedy nieco inaczej. Między innymi były tam materiały z pierwszego bodajże festiwalu z 2011 roku, a wśród nich wystąpienia o budownictwie słomiano-glinianym i permakulturze. No i tak się to zaczęło. Zaczęliśmy trafiać na kolejne informacje, strony, artykuły, książki, filmy. Wiosną eksperymentować na własnej tymczasowej grządce. Dobrze, że są ludzie, którym chce się dzielić swoją wiedzą, którzy znajdują czas na przetłumaczenie książki, artykułu, wstawienie filmu na youtube, odpowiadanie na forach itd. I robią to bezinteresownie. Bo widzą sens.

Wtedy już mieszkaliśmy na wsi, ale nie na swoim. Myśleliśmy jednak o szukaniu docelowego domu dla siebie, teraz z nową wiedzą wyklarowało się, że powinno to być raczej opuszczone gospodarstwo. Z ziemią, przestrzenią, sadem… No, kryteriów było dużo, może nie wszystkimi będę się chwalić. Miało być o wdzięczności.

Na blogi „osiedleńców” trafiłam dzięki Mamie mojej przyjaciółki. Byłam już nieco sfrustrowana niepowodzeniami z kolejnymi „naszymi” miejscami, które dziwnym trafem okazywały się jednak nie „nasze”, kiedy to Pani Ania odesłała mnie do Kresowej zagrody (dziękuję Pani Aniu), mówiąc, że autorka pisała tam właśnie o jakimś domu na sprzedaż. Podlasie, nie leżało w rejonie naszych poszukiwań, ale na bloga zajrzałam z ciekawości. I zostałam. Przez tydzień przeczytałam go od pierwszego wpisu. Potem już na bieżąco. Dużą wartością są dla mnie rozważania społeczno-filozoficzne, jak i te o „mięsie życia”, czyli wyliczenia finansowe, ile jajek dają kury, ile drewna i za ile trzeba kupić na zimę i że paliki dębowe na ogrodzenie trzeba wcześniej osmalić w ognisku, bo to zabezpiecza przed butwieniem. Dla mnie bomba! Z Kresowej zagrody zaczęłam trafiać na inne blogi, a po jakimś czasie pojawił się tam Własny kawałek raju. Dosłownie kilka dni wcześniej zupełnie inną ścieżką doszłam do dwóch właściwych odcinków Mai w ogrodzie i dzięki temu wiedziałam już, kto jest autorką. Spokój ducha, życzliwość dla Świata i ogrom wiedzy Gorzkiej Jagody…, chciałoby się wierzyć, że te cechy osiąga się żyjąc na wsi:)
Łatwo się domyślić, że te dwa blogi poprowadziły mnie do następnych i następnych, nie sposób wszystkich wymienić, ale z wielu zabrałam sobie coś pozytywnego i pożytecznego w odpowiednim momencie, za co niniejszym w tym miejscu: DZIĘKUJĘ.

4 marca 2014

Notatka pierwsza


Trzeba przyznać, że w wielu sprawach Turcy mają duży rozmach. Wynika to chyba z przestrzeni, jaką dysponują.

Mała eM jest zachwycona placami zabaw na każdym rogu, K. autostradami, a nawet zwykłymi drogami, i ja przyznam, że mam komfort, gdy zaparkować można wszędzie.

Jednak najbardziej lubię te podmiejskie bazary z sadzonkami.


Nad Eufratem



Drzewka pomarańczowe już z owocami

Sadzonki pistacji




Korzenie moczone wcześniej w glinianej papce, są przez chłopaków łączone w pęczki…




... i czekają na kupców pod wilgotnym przykryciem.


Jesteśmy tu od kilku miesięcy. Za chwilę wracamy na nasze hektary, które udało się kupić na moment przed wyjazdem.


Oprócz pięknej ziemi mamy tam kawałek lasu, 


kawałek sadu, 

rozlatującą się, ale uroczą chałupę 


i stodołę w trochę lepszym stanie. Nie jest to koniec świata, ani żadne miejsce magiczne. Zwykła wieś na Podkarpaciu z żyjącymi gospodarstwami, gdzie hoduje się jeszcze krowy, świnie, kury i uprawia ziemię. My trochę na uboczu, pod lasem.
Mamy jeszcze dwa koty i psa. Trochę wiejskich doświadczeń i ogólny plan na życie. Powinno wystarczyć.
Ponieważ startujemy, wiele rzeczy będziemy robić od początku. Może komuś te doświadczenia się przydadzą – choćby miało to być uczenie się na cudzych błędach.
Tematy, wokół których będzie się kręcić nasze najbliższe życie, to budownictwo - głównie w drewnie, słomie i glinie, uprawy – normalne, dla siebie, czyli bez wspomagaczy, hodowla – przewidziana w dalszej perspektywie. Będziemy też robić oczyszczalnię hydrobotaniczną i mam nadzieję – mały staw.
Tematem nadrzędnym dla nas, którego się pewnie nie uniknie pośród informacji technicznych, jest możliwość życia według własnej wizji i z pracy własnych rąk. W przyjaźni z otoczeniem, dostosowując się do naturalnych rytmów. Dziękując za to, co otrzymujemy i szukając prostej ścieżki.
Zapraszam.