Mała M. wchodzi w etap zadawania pytań. Z rodzaju tych, że nad odpowiedzią trzeba się chwilę zastanowić.
- Mamusiu, a co Ty tak najbardziej na świecie lubisz? Ale nie kochasz, bo wiem, że mnie. Co lubisz tak najbardziej na świecie?
Zrobiłam szybki przegląd w głowie. Spotkania z przyjaciółmi lubię. Jak mogę dla nich gotować, to jeszcze bardziej lubię. Książkę baaardzo lubię. Pogrzebać w ziemi - o to, to. Długie, leniwe gadanie śniadaniowe z K. - mmm też fajne. I dobry film lubię i szydełko. Co wybrać?
Poszukałam bliżej.
Przedpołudnie spędziłam na truskawkach u sąsiadów w ramach rewanżu pomocy sąsiedzkiej. Potem zrobiłam potrójne pranie we Frani, ugotowałam obiad i właśnie upajałam się zapachem siana robiąc pierwsze w swoim życiu kopki. Czułam się szczęśliwa, wolna i zmęczona.
- Najbardziej, to ja chyba lubię się zmęczyć - powiedziałam to ze śmiechem*.
Ale... Po latach abstrakcyjnej pracy za biurkiem, kiedy też bywałam zmęczona, a czasem "wypruta" wiem już, że te dwa zmęczenia są nieporównywalne. Właściwie wszystko je różni - sens, motywacja, celowość, satysfakcja. Po zmęczeniu fizycznym nawet rozrywka intelektualna smakuje inaczej. Paradoksalnie czasu mniej, ale dobór jakby staranniejszy.
Lubiłam swoje poprzednie prace. Szczególnie ludzi, z którymi miałam szczęście się spotkać. Z czasem jednak człowiek zaczyna wymagać czegoś więcej od miejsca, w którym spędza większą część swojego życia, niż miesięczna wypłata i kontakty towarzyskie. Z czasem powstają pytania po co robię to co robię, dla kogo to robię i w jakim kierunku sama idę. A kiedy te pytania się już pojawią, spokoju nie dają i trzeba jakoś odpowiedzieć. A kiedy ma się już odpowiedź, to coś z nią trzeba zrobić. Albo wkopać pod dywan, albo podjąć jakieś działania. Oczywiście po drodze pojawiają się różne okoliczności, przygody, ludzie, przypadki, myśli. I tak od żakieciku i obcasików przechodzi się do robienia kopek z sianem, które dają poczucie szczęścia, wolności i zmęczenia, które też jest szczęściem. Wersja skrócona metamorfozy mieszczucha w rolnika.
Kopki szczęścia |
A tak w ogóle, to mam zrobiony zjazd do naszego gospodarstwa! Tak się tego bałam. Doświadczenia zero w robotach ziemnych. Nawet wyobrazić mi sobie było trudno, jak to do końca ma wyglądać. A tu jeden dzień i zrobione. Mój wkład pracy: wcześniejsze przygotowanie terenu, podejmowanie decyzji w sprawach, na których się nie znam, robienie zdjęć, obiad dla dwóch pracowników, wyłożenie kasy na stół.
Teraz ziemia przesycha, trzeba jeszcze podrównać i za tydzień, dwa przysypiemy kamieniem. Nachylenie i tak jest spore, teraz się wyjeżdża, zobaczymy jak to zimą będzie. Ten zjazd to jedyny czynnik, który wzbudza moją zazdrość wobec tych, co na równinach.
Pod górkę |
Na zakończenie, gdyby ktoś chciał potrenować odpowiedzi na dziecięce pytania, proszę:
- A dlaczego ludzie powinni się kochać?
Owocnego dnia dla Wszystkich!
*P.S.
Kochana K.! Jeśli to czytasz, to pamiętam oczywiście, jak podczas jakiegoś babskiego wyjazdu w Tatry stanęłaś zdyszana w połowie podejścia i ryknęłaś dziko: "K...wa, jak ja kocham się zmęczyć!"
Kochana K.! Jeśli to czytasz, to pamiętam oczywiście, jak podczas jakiegoś babskiego wyjazdu w Tatry stanęłaś zdyszana w połowie podejścia i ryknęłaś dziko: "K...wa, jak ja kocham się zmęczyć!"
Bazylio, przybij piątkę. Wszystkie te rozterki mam za sobą. Moja motywacja była identyczna z tym, że ostatniej etatowej pracy nie znosiłam, długo by zresztą gadać. Wyniosłam się na wieś, wprawdzie nie prowadzę gospodarstwa, ale doskonale znam to szczęśliwe zmęczenie - wielki ogród dostarcza mi szczęścia w nadmiarze! Mam zawód, który mogę wykonywać w dowolnym miejscu świata - potrzebuję tylko internetu. Ale kto wie, kto wie? Chodzą mi takie hodowlane myśli po głowie:)
OdpowiedzUsuńŚliczne kopki szczęścia! Dawno takich nie widziałam, wszytko teraz w rolkach. I okoliczności przyrody, a podjazd - marzenie!
Hano Droga, myślę, że podobne scenariusze są doświadczeniem wielu osób. Być może inne okoliczności lub tempo, ale schemat podobny. Jeśli tylko chce się zadawać te pytania i trochę pogrzebać w sobie. Widocznie obie miałyśmy to szczęście:)
UsuńU nas na wsi kopek sporo, bo i gospodarstwa nie są wielkie.
Uściski serdeczne!
Z wiekiem coraz więcej lubię drobnych i zwyczajnych momentów, mgły nad łąkami, niespieszne śniadanie pod lipką, kawka w cieniu na tarasie, ziemniaczki z ogniska. Ale lubić zmęczenie?
OdpowiedzUsuńDlaczego ludzie powinni się kochać? A powinni? Miłość to emocje a lubienie to uczucie. W moim wieku woli się uczucia, zwłaszcza uczucie szczęścia i błogostanu.
Ale mi zadałaś materiału do przemyśleń
O, ja też lubię przyjemności! Ale satysfakcja z dobrze wykonanej pracy, której efekty widać od razu, a długoterminowe skutki będą cieszy jeszcze długo - to jest doświadczenie, którym się teraz delektuję. A że towarzyszy temu zmęczenie? Póki co, zaliczam je też do przyjemności:)
UsuńMateriału do przemyśleń Mała M. dostarcza mi teraz w nadmiarze:)
Wielu błogich chwil, Krystynko!
I mnie przybij piątkę!
OdpowiedzUsuńMoje kopki nie były takie śliczne. No i siano (koniczyna) suszyły się na koziołkach, które sami robiliśmy korzystając z Moszyńskiego "Kultury ludowej Słowian", bo lato deszczowe było. Mamy teraz sienne żniwa i ledwie żyję, ale też lubię być tak fizycznie zmęczona.
Buziaki!
"Kultura ludowa Słowian" brzmi dobrze, poszukam:) Na razie stojaki mam pożyczone. Resztę siana będziemy chyba jednak kostkować ze względu na miejsce.
UsuńTrzymaj się prosto! Uściski:)
Kochana Bazylio :)))
OdpowiedzUsuńOczywiscie, ze czytam i z utesknieniem czekam na kazdy wpis :)
Hahahm, doskonale pamietam tamta wycieczka w Tatry :)))
Sciskam mocno wszystkie kupki szczescia ! :)
I ide sie troche zmeczyc ;)
XXX
K
Mam nadzieję, że kiedyś przyłożysz rękę do zrobienia takiej:)
UsuńTęsknię i ściskam!
Rozkosz zmęczenia - uczucie dobrze mi znane od wielu lat :-). Mała M. jeszcze nie raz nas zadziwi swoimi głębokimi przemyśleniami i zaskakujacymi pytaniami. Koniecznie nie zapomnij podzielić się nimi na blogu ! Ściskam wszystkie panie i pana Stasia także. Kopki świetne ale cieszę się, że nie muszę ich robić - sąsiad wszystko prasuje.
OdpowiedzUsuńO! rozkosz zmęczenia - dobrze to Pani ujęła:) Jeszcze dwa dni i przybędzie K. do uścisków:)
UsuńZastanawiam się jednak nad zmianą imienia, bo u nas co trzeci facet, to Staszek. Ostatnio sąsiad (stary kawaler) zaszedł i z wioskowym dowcipem mówi, że jak tak ciągle wołam: Stasiu, Stasiu, to on w końcu przyjdzie - chyba przez las słyszy:)
Też ściskamy mocno Panią i wszystkich domowników czworonożnych!
Już uwielbiam Twoje "kopki szczęścia" i podziwiam Cię za zmianę życia!!!
OdpowiedzUsuńEeee, podziw to chyba nie na miejscu:) To było bardzo łatwe, tym bardziej, że było procesem, który trwał kilka lat. Wszystkie okoliczności nas prowadziły w tym kierunku, więc trudno się było sprzeciwiać:)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDroga Bazylio ! Piszesz zdecydowanie zbyt rzadko. Czekamy na kolejne opowiesci i pozdrawiamy cała rodzinę - już w komplecie !
OdpowiedzUsuń