przy-ziemne

przy-ziemne

12 czerwca 2014

Notatka o lubieniu

Mała M. wchodzi w etap zadawania pytań. Z rodzaju tych, że nad odpowiedzią trzeba się chwilę zastanowić.
- Mamusiu, a co Ty tak najbardziej na świecie lubisz? Ale nie kochasz, bo wiem, że mnie. Co lubisz tak najbardziej na świecie?

Zrobiłam szybki przegląd w głowie. Spotkania z przyjaciółmi lubię. Jak mogę dla nich gotować, to jeszcze bardziej lubię. Książkę baaardzo lubię. Pogrzebać w ziemi - o to, to. Długie, leniwe gadanie śniadaniowe z K. - mmm też fajne. I dobry film lubię i szydełko. Co wybrać? 
Poszukałam bliżej.
Przedpołudnie spędziłam na truskawkach u sąsiadów w ramach rewanżu pomocy sąsiedzkiej. Potem zrobiłam potrójne pranie we Frani, ugotowałam obiad i właśnie upajałam się zapachem siana robiąc pierwsze w swoim życiu kopki. Czułam się szczęśliwa, wolna i zmęczona.
- Najbardziej, to ja chyba lubię się zmęczyć - powiedziałam to ze śmiechem*.
 Ale... Po latach abstrakcyjnej pracy za biurkiem, kiedy też bywałam zmęczona, a czasem "wypruta" wiem już, że te dwa zmęczenia są nieporównywalne. Właściwie wszystko je różni - sens, motywacja, celowość, satysfakcja. Po zmęczeniu fizycznym nawet rozrywka intelektualna smakuje inaczej. Paradoksalnie czasu mniej, ale dobór jakby staranniejszy.

Lubiłam swoje poprzednie prace. Szczególnie ludzi, z którymi miałam szczęście się spotkać. Z czasem jednak człowiek zaczyna wymagać czegoś więcej od miejsca, w którym spędza większą część swojego życia, niż miesięczna wypłata i kontakty towarzyskie. Z czasem powstają pytania po co robię to co robię, dla kogo to robię i w jakim kierunku sama idę. A kiedy te pytania się już pojawią, spokoju nie dają i trzeba jakoś odpowiedzieć. A kiedy ma się już odpowiedź, to coś z nią trzeba zrobić. Albo wkopać pod dywan, albo podjąć jakieś działania. Oczywiście po drodze pojawiają się różne okoliczności, przygody, ludzie, przypadki, myśli. I tak od żakieciku i obcasików przechodzi się do robienia kopek z sianem, które dają poczucie szczęścia, wolności i zmęczenia, które też jest szczęściem. Wersja skrócona metamorfozy mieszczucha w rolnika.

Kopki szczęścia

A tak w ogóle, to mam zrobiony zjazd do naszego gospodarstwa! Tak się tego bałam. Doświadczenia zero w robotach ziemnych. Nawet wyobrazić mi sobie było trudno, jak to do końca ma wyglądać. A tu jeden dzień i zrobione. Mój wkład pracy: wcześniejsze przygotowanie terenu, podejmowanie decyzji w sprawach, na których się nie znam, robienie zdjęć, obiad dla dwóch pracowników, wyłożenie kasy na stół. 
Teraz ziemia przesycha, trzeba jeszcze podrównać i za tydzień, dwa przysypiemy kamieniem. Nachylenie i tak jest spore, teraz się wyjeżdża, zobaczymy jak to zimą będzie. Ten zjazd to jedyny czynnik, który wzbudza moją zazdrość wobec tych, co na równinach.

Pod górkę

i z górki

Na zakończenie, gdyby ktoś chciał potrenować odpowiedzi na dziecięce pytania, proszę:
- A dlaczego ludzie powinni się kochać?

Owocnego dnia dla Wszystkich!


*P.S.
Kochana K.! Jeśli to czytasz, to pamiętam oczywiście, jak podczas jakiegoś babskiego wyjazdu w Tatry stanęłaś zdyszana w połowie podejścia i ryknęłaś dziko: "K...wa, jak ja kocham się zmęczyć!"


14 komentarzy:

  1. Bazylio, przybij piątkę. Wszystkie te rozterki mam za sobą. Moja motywacja była identyczna z tym, że ostatniej etatowej pracy nie znosiłam, długo by zresztą gadać. Wyniosłam się na wieś, wprawdzie nie prowadzę gospodarstwa, ale doskonale znam to szczęśliwe zmęczenie - wielki ogród dostarcza mi szczęścia w nadmiarze! Mam zawód, który mogę wykonywać w dowolnym miejscu świata - potrzebuję tylko internetu. Ale kto wie, kto wie? Chodzą mi takie hodowlane myśli po głowie:)
    Śliczne kopki szczęścia! Dawno takich nie widziałam, wszytko teraz w rolkach. I okoliczności przyrody, a podjazd - marzenie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hano Droga, myślę, że podobne scenariusze są doświadczeniem wielu osób. Być może inne okoliczności lub tempo, ale schemat podobny. Jeśli tylko chce się zadawać te pytania i trochę pogrzebać w sobie. Widocznie obie miałyśmy to szczęście:)
      U nas na wsi kopek sporo, bo i gospodarstwa nie są wielkie.
      Uściski serdeczne!

      Usuń
  2. Z wiekiem coraz więcej lubię drobnych i zwyczajnych momentów, mgły nad łąkami, niespieszne śniadanie pod lipką, kawka w cieniu na tarasie, ziemniaczki z ogniska. Ale lubić zmęczenie?
    Dlaczego ludzie powinni się kochać? A powinni? Miłość to emocje a lubienie to uczucie. W moim wieku woli się uczucia, zwłaszcza uczucie szczęścia i błogostanu.
    Ale mi zadałaś materiału do przemyśleń

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, ja też lubię przyjemności! Ale satysfakcja z dobrze wykonanej pracy, której efekty widać od razu, a długoterminowe skutki będą cieszy jeszcze długo - to jest doświadczenie, którym się teraz delektuję. A że towarzyszy temu zmęczenie? Póki co, zaliczam je też do przyjemności:)
      Materiału do przemyśleń Mała M. dostarcza mi teraz w nadmiarze:)
      Wielu błogich chwil, Krystynko!

      Usuń
  3. I mnie przybij piątkę!
    Moje kopki nie były takie śliczne. No i siano (koniczyna) suszyły się na koziołkach, które sami robiliśmy korzystając z Moszyńskiego "Kultury ludowej Słowian", bo lato deszczowe było. Mamy teraz sienne żniwa i ledwie żyję, ale też lubię być tak fizycznie zmęczona.
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Kultura ludowa Słowian" brzmi dobrze, poszukam:) Na razie stojaki mam pożyczone. Resztę siana będziemy chyba jednak kostkować ze względu na miejsce.
      Trzymaj się prosto! Uściski:)

      Usuń
  4. Kochana Bazylio :)))
    Oczywiscie, ze czytam i z utesknieniem czekam na kazdy wpis :)
    Hahahm, doskonale pamietam tamta wycieczka w Tatry :)))
    Sciskam mocno wszystkie kupki szczescia ! :)
    I ide sie troche zmeczyc ;)
    XXX
    K

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że kiedyś przyłożysz rękę do zrobienia takiej:)
      Tęsknię i ściskam!

      Usuń
  5. Ania z Siedliska14 czerwca 2014 10:53

    Rozkosz zmęczenia - uczucie dobrze mi znane od wielu lat :-). Mała M. jeszcze nie raz nas zadziwi swoimi głębokimi przemyśleniami i zaskakujacymi pytaniami. Koniecznie nie zapomnij podzielić się nimi na blogu ! Ściskam wszystkie panie i pana Stasia także. Kopki świetne ale cieszę się, że nie muszę ich robić - sąsiad wszystko prasuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! rozkosz zmęczenia - dobrze to Pani ujęła:) Jeszcze dwa dni i przybędzie K. do uścisków:)
      Zastanawiam się jednak nad zmianą imienia, bo u nas co trzeci facet, to Staszek. Ostatnio sąsiad (stary kawaler) zaszedł i z wioskowym dowcipem mówi, że jak tak ciągle wołam: Stasiu, Stasiu, to on w końcu przyjdzie - chyba przez las słyszy:)
      Też ściskamy mocno Panią i wszystkich domowników czworonożnych!

      Usuń
  6. Już uwielbiam Twoje "kopki szczęścia" i podziwiam Cię za zmianę życia!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeee, podziw to chyba nie na miejscu:) To było bardzo łatwe, tym bardziej, że było procesem, który trwał kilka lat. Wszystkie okoliczności nas prowadziły w tym kierunku, więc trudno się było sprzeciwiać:)

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ania z Siedliska26 czerwca 2014 07:42

    Droga Bazylio ! Piszesz zdecydowanie zbyt rzadko. Czekamy na kolejne opowiesci i pozdrawiamy cała rodzinę - już w komplecie !

    OdpowiedzUsuń