Kupując nasze gospodarstwo byliśmy świadomi, że jest problem z dojazdem, ale wtedy już wiedzieliśmy, że nie ma miejsc idealnych. Bardziej interesowało nas otoczenie, ziemia, nachylenie, nasłonecznienie, poczucie przytulności, istnienie sadu oraz przynajmniej pozostałości zabudowań z podstawowymi mediami. Nie chcieliśmy kupować pustego pola i zaczynać od sadzenia każdego pojedynczego drzewka i całego korowodu związanego z przyłączaniem się do cywilizacji. Każdy ma jakieś tam kryteria, my mieliśmy takie. Poza tym miło jest mieć na swojej ziemi coś, co pamięta poprzednie pokolenia (u nas oprócz sadu i domu, jest to z pewnością instalacja elektryczna). Siadając wieczorami przed domem, wiem, że dobra to była decyzja. Doceniam cień rzucany przez drzewa i odgłosy ptaków, które mają w tych drzewach gniazda i sznurki na pranie, które można rozwiesić pomiędzy dorosłymi drzewami - wszystko jak trzeba.
A propos sznurków na pranie - dziwiłam się strasznie, jacy to wysocy ludzie musieli mieszkać tu przed nami, żeby rozwieszać pranie na takiej wysokości. Do gigantów nie należę, ale te 1,5 m trochę przekraczam, tutaj musiałabym stanąć przynajmniej na pierwszym stopniu drabiny, żeby tych sznurków dosięgnąć. Zaczęłam snuć romantyczne historie jak to kobieta prała, a facet rozwieszał pranie, jaka panowała między nimi miłość i symbioza... PUK, PUK - obudź się! Zawieszone dawno temu sznurki wrosły w pnie i podnosiły się razem z rosnącym drzewem. Nie ja doszłam do tak oczywistego wytłumaczenia. Pomocne dłonie męskie poproszone o obniżenie sznurków szybko sprowadziły mnie na ziemię.
Wracając do drogi. Brak dojazdu akceptowaliśmy, oczywiście w granicach rozsądku i możliwości finansowych. Poza tym był to jakiś argument przy negocjacjach dotyczących ceny gospodarstwa. Oficjalnie nasza działka przylega do drogi gminnej. W praktyce droga gminna jest drogą polną na traktor jedynie i jedynie tak użytkowana, nie prowadzi bowiem do żadnego innego domostwa, a nasze przez ostatnie 16 lat nie było zamieszkałe. Do tej pory, chcąc podjechać pod dom, korzystaliśmy z grzecznościowego przejazdu przez podwórko Sąsiadów, ale było to rozwiązanie czasowe i tylko na suchą porę. Raz już po mokrej nocy wyjeżdżałam podpięta do traktora.
Po drugie, część działki przylegająca do tejże drogi jest oddalona jakieś 300 metrów od domu i jest lekko nachyloną łąką, po której i tak trzeba byłoby poprowadzić jakiś sensowny dojazd. Łatwiejszym rozwiązaniem okazało się dokupienie paska ziemi od sąsiada i zrobienie tam dojazdu, który będzie nas łączyć z inną drogą gminną, tym razem już szutrową, ale użytkowaną, co rok utwardzaną i odśnieżaną.
Tym niemniej całe to przedsięwzięcie leży po naszej stronie, zarówno organizacyjnej jak i finansowej.
Nie robimy tego, jak nakazują doświadczone głosy z firm zajmujących się podobnymi usługami, czyli korytowanie na pół metra, wysypywanie gruzu, utwardzanie, wysypywanie tłucznia, utwardzanie, wysypywanie klińca, utwardzanie i... "mosz, Pani, drogę na lata". Może i tak, ale koszty takiego przedsięwzięcia łatwo przekonały mnie do posłuchania praktycznego głosu Sąsiadów. I tak powstała dwupasmówka, którą sama codziennie utwardzam. Pewnie przez kolejne dwa, trzy lata trzeba będzie podsypywać jeszcze przynajmniej po połowie tego, co teraz, ale to i tak jest pół ceny za "drogę na lata" i jeszcze rozłożone w czasie. Chyba, że się okaże inaczej i będę sobie pluć w brodę i kajać się publicznie.
Po rozpatrzeniu możliwości gruzowo-kamiennych w okolicy, kosztów transportu i innych trudności, zdecydowaliśmy się na gruby tłuczeń w ilości 22 tony na 100 metrów dwupasmówki. U nas najtaniej - 70 zł za tonę, przynajmniej za tyle udało mi się znaleźć w okolicy. Dodatkowo miły pan nie policzył za transport. Wyjściowa cena była przeszło dwa razy wyższa. Nie jest to region zasobny w kamień - widzę to na własnym polu. Najbliższe kamieniołomy i kopalnie mocno oddalone. Gruz na wsi rozchodzi się jak świeże bułeczki - każdy ma jakiś kawałek drogi do podsypania. Może i my będziemy mieć w przyszłości trochę gruzu, to się podsypie.
Zaskoczył mnie bardzo pozytywnie patent sypania kamienia od razu w dwóch rzędach. Po prostu na przyczepie montuje się pieniek długości przerwy pomiędzy rzędami. Ciężarówka jedzie, przechyla przyczepę, wraz z przechyłem kamień obsuwa się po dwóch stronach pieńka. Doceniłam to rozwiązanie po kilku ruchach łopatą w kamieniu. Inni dostawcy kamienia czy gruzu, z którymi rozmawiałam od razu uprzedzali o potrzebie dwóch silnych chłopów do rozgarniania kupek.
A poza tym, powstały pierwsze chlebki w naszym domu. Zakwas czuje się tutaj dobrze, klimat mu służy. Chleb pszenno-żytni z dodatkiem ziemniaków i maślanki.
Spokojnej niedzieli dla Wszystkich.
Mamy też 300 metrów drogi prywatnej. Część była podsypana żwirem, ale na podwórzu (ok. 120 metrów) ugrzęzły kolejno: nasz samochód i wyciągarka, która po niego przyjechała, dopiero sąsiad ogromnym traktorem na podwójnych oponach wyciągnął obu. Przez kilka lat zbieraliśmy kamienie i gruz po całej okolicy (u nas kamieni na polach jest w nadmiarze) i wysypywaliśmy na tę drogę. Mąż ubijał to takim wielkim, okutym żelazem ubijakiem. Okropnie było, ale kiedy w końcu zamówiliśmy żwir i podsypalismy po wierzchu, to droga okazała się pięknie utwardzona. Bo sam żwir topił się w błocie i rozmywał... Po 17 latach droga ciągle jest w porządku :)
OdpowiedzUsuńFacet, który przyjechał z kamieniem mówił, że na wiosnę trzeba będzie dosypać kamienia i przysypać czymś drobniejszym, żeby się ustabilizowało. Ziemia jest gliniasta, więc liczę na tę "stabilizację". Głownie chodziło o to, żeby to nie był koszt kilkunastu tysięcy jednorazowo, no bo wiadomo...
UsuńA w ogóle, w takiej sytuacji zazdroszczę Wam kamienia na polach. Po miesiącu pracy w polu mam uzbieraną kupkę wielkości wiaderka do piaskownicy kamyków o gabarytach orzecha włoskiego...
Pozdrowienia!
Powierzchnia naszej drogi to żwir z pieców hutniczych. Nieźle sie sprawuje ( trochę dba o to gmina) ale brak mu stabilizacji żwirem. Czyli tego, o czym pisze pani Jagoda. Pewnie i Wy musicie posypać ten tłuczeń, bo inaczej wszystko utonie w błocie. Jaka piękna wiosna u Was ! Te widoki !
OdpowiedzUsuńUściski !
Taaa, teraz przynajmniej jest trochę czasu, żeby się rozejrzeć na spokojnie za dodatkowym gruzem, żwirem (jak widzę, dobrze działa), czy innymi możliwościami. Baza jest zrobiona!
UsuńA wiosna faktycznie piękna, choć przyszły zimne dni.
Ściskam mocno!
A chlebek - bomba ! Od razu zrobiłam się głodna :-).
OdpowiedzUsuńPiękny chleb.
OdpowiedzUsuńMy nie mamy problemu z drogą, bo jesteśmy we wsi, ale tak trochę inaczej - tak i we wsi i nie we wsi. Niech Wam droga dobrze służy. Pozdrowienia serdeczne.
Przyznam się, że z powodu wczorajszych gości upiekłam również brownie (bez mąki) i tartę z pokrzywą, ale zostały pożarte, zanim przypomniałam sobie o aparacie. A, takie weekendowe szaleństwa:)
UsuńUściski dla Ciebie i dużo zielonej trawy dla całego Stada!