przy-ziemne

przy-ziemne

8 marca 2014

Notatka o tym-czasie


Na wsi mieszkamy od czterech lat. Do tej pory była to mała beskidzka wioska. Mały drewniany domek. Wynajmowany. Domek stoi na osuwisku i dzięki temu (brak pozwoleń na budowę) ma ładną niezabudowaną przestrzeń dookoła.
Właściwie ta wieś miała być „na próbę”, na chwilę, przystankiem w drodze do… nie wiedzieliśmy jeszcze czego. Ale życie na wsi szybko zmienia człowieka. Otwierają się zablokowane pokoje w głowie, w sercu (a może duszy?).

Zaczyna się obserwować łąkę przed domem, podchodzące sarny i ślimaki, przyglądać owadom, które wpadają przez okno i patrzeć jak tłusty pająk w kącie próbuje je złapać, słuchać ptaków, tupotu kuny biegającej po strychu i popiskiwań myszy, które jesienią bezpardonowo wprowadzają się do domu. Trzeba zasiać, żeby mieć. Na wiosnę pomyśleć o drewnie na zimę. Trzeba naprawić, żeby nie było zepsute. Trzeba zrobić, żeby żyć.
Ta prosta logika i odkrywany świat zaczynają wypełniać dopiero co otwarte pokoje i po chwili już wiadomo, że inaczej żyć – byłoby trudno.

Dosyć szybko zaczęliśmy szukać miejsca dla siebie, gdzie można by rozwinąć skrzydła i zacząć wykorzystywać zdobywaną powoli wiedzę zarówno dzięki Internetowi (patrz: notatka o wdzięczności), jak i kontaktom lokalnym. Właściwie każde Spotkanie z człowiekiem na wsi, to była dla nas lekcja. Szczególnie po pierwszej przetrwanej przez nas zimie, ludzie jakby bardziej się otworzyli:)
Tylko trzeba pytać, wytrwale pytać. Niektóre sprawy, niezrozumiałe dla miastowego, są tak oczywiste dla mieszkańca wsi z dziada-pradziada, że nie przyjdzie mu do głowy nawet o tym wspomnieć.

W tej tymczasowości, która już nas momentami męczyła, bo nie można było podjąć żadnego działania długoterminowego (np. posadzenia drzewa), udało się parę spraw pchnąć do przodu. Dzięki nabytej wiedzy teoretycznej i praktycznej, nie będziemy już takimi strasznymi „miastowymi”, jak te 4 lata temu.
K. zdobył sprawność kosiarza kosą, rębacza siekierą, odróżniania drewna łącznie z jego najlepszym przeznaczeniem. Z sukcesem zrobił też parę mebli, a parę starych odnowił. Ja w tym gospodarstwie robię za specjalistę od żywienia i upraw. Specjalista – może zbyt dumnie – ale ktoś robić musi.
Gotowanie zawsze lubiłam i przychodziło mi to łatwo. Dieta na wsi, mocno nam się zmieniła. Odpadło wiele produktów "wyszukanych", a przybyło wiele produktów wyszukanych... na łące przed domem, w lesie za domem, w krzakach nad domem.
Ogród zaś - to był nowy świat, w który wkraczałam niepewnie, małymi krokami, ale z ogromną ekscytacją. Dzięki tymczasowości miałam możliwość na eksperymenty, obserwowanie, szukanie odpowiedzi, czytanie kolejnych książek, które podsuwały inne możliwe rozwiązania.

A nauka dla mnie z tego taka - nie ma co narzekać na tymczasowość – raczej z niej korzystać. Może się okazać, że to jest właśnie TEN czas, który może być bardzo owocny i który się już nigdy nie powtórzy.  

Nasz tymczasowy dom wiosną
i zimą

Wykopują spod śniegu opadłe jesienią jabłka
Eksperymenty ogródkowe
Grządka wzniesiona z pomidorami

Dodam tylko, że pomidory z ostatniego zdjęcia rosły pięknie, wydały dużo wspaniałych owoców, w końcu jednak dorwała je choroba. Te, które ocaliłam, skończyły jako konfitura z zielonych pomidorów. W tym roku będę próbować z inną odmianą, też w gruncie.



13 komentarzy:

  1. Wszystko przychodzi we właściwym czasie.. Pięknie piszesz i już widzę, że masz bardzo podobną 'filozofię' do mojej, więc będę tu wracać:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bazylio wszystko o czym piszesz jest i mnie bliskie, zostaję więc na dłużej!:) Pozdrawiam ciepło:):)

    OdpowiedzUsuń
  3. Miejsca dużo. Dziękuję i zapraszam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś w tym jest, teraz też mam coś w rodzaju tymaczasu, ale za nic bym nie oddała tego doświadczenia. Obecnie zbieramy i odkładamy pieniądze na budowę własnego domu na swojej ziemi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo niektórzy tak mają, że wiedzą takie rzeczy od początku:) Powodzenia w zbieraniu kaski!

      Usuń
  5. gdy zauważysz pierwsze objawy choroby u pomidorów - myślę że o brązowe plamki Ci chodzi - zerwij zdrowe owoce, mogą być zielone i ułóż w skrzynkach na strychu, będą powoli dojrzewać nawet do grudnia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak też zrobiłam. Niestety, nawet u tych najbardziej zielonych bez żadnych oznak choroby, pojawiały sie brunatne plamy w momencie kiedy zaczynały łapać kolory. Sporo sie zmarnowało.Zobaczymy jak będzie w tym roku na nowej ziemi. Troche się wzbraniam przed tunelami czy szklarniami - mam z tym jakiś problem - wstyd się przyznać - chyba estetyczny:)

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiesz, ja przez całe życie żyję niejako tymczasowo. Mieszkałam gdzieś czasem kilka lat, czasem kilka miesięcy. Zawsze szybko zapuszczałam korzenie, choć czasem płyciutko, ale czułam się u siebie, tak jakby to wcale nie był tymczas. Teraz też nie wiem, czy jeszcze gdzieś nie wyruszę.
    Pozdrawiam

    P.S.
    A ogród Twój bardzo podobny do mojego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie zmiany miejsc, jeśli nie podszyte chęcią uciekania, potrafią być mocno rozwojowe, wietrzą głowę z rutyny i stereotypów. A czasem potrafią jeszcze bardziej przywiązać do "swojego" miejsca i docenić je.

      Usuń
  8. Ania z Siedliska25 marca 2014 15:37

    Własne doświadczenia - bezcenne ! Choćlepiej uczyc si8e na cudzych błędach niz na własnych :-))).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Natura "Zosio-samosiowa" trochę przeszkadza uczenia się na cudzych błędach, ale robię co mogę:)

      Usuń