przy-ziemne

przy-ziemne

4 sierpnia 2015

Notatka o tłoczeniu oleju i zachłanności

Wypróbowaliśmy w końcu sprzęt do tłoczenia oleju.


Nie ma potrzeby szczegółowego opisu urządzenia, bo dostarcza go strona producenta (manual nawet po polsku), a wiele cennych uwag można znaleźć również na tych stronkach: TUTAJ (w opisie i komentarzach) oraz TUTAJ
Podzielę się zatem krótkim naszym doświadczeniem.
Tłoczyliśmy ziarna łatwo u nas dostępne, czyli siemię lniane, orzechy włoskie, słonecznik w łuskach i bez. Z tym, że to jeszcze z ubiegłorocznych zbiorów. Niestety, jak się okazało, zaczęliśmy od tematu najtrudniejszego - tłoczenia nasion lnu. Kręcąc w pocie czoła i obawiając się o nowy w końcu sprzęt, który zgrzytał i jęczał, dotarliśmy do ww. komentarzy i odpuściliśmy na razie len.
Lniany początek nie był udany.
Z orzechem włoskim poszło już łatwiej. Wytłoczoną miazgę można wykorzystać do ciasteczek lub innych spożywczych pomysłów.

Powstały za to próbki oleju orzechowego i słonecznikowego (tłoczony z łuskami i bez).

Pracy jest sporo, nie będę ukrywać. Można się zastanawiać czy warto. Ale... oleje są znakomite! Smak, zapach i konsystencja dają do myślenia. A pierwsza myśl - nigdy wcześniej nie piłam prawdziwego oleju. Lokalnie nie znalazłam dostępu do małych olejarni, a oleje przywożone nam czasem ze sklepów eko, nie są warte swojej ceny. Dopuszczam oczywiście autosugestię, dlatego oleje będziemy testować na gościach. W razie innego odbioru postaram się o notatkę bardziej obiektywną. 
Na następne kręcenie mamy zarezerwowany u Sołtysa rzepak.

Przy jednej dojnej kozie łatwo popaść w zachłanność na mleko, bo chciałoby się poeksperymentować z takim serkiem i z takim. A tu mleka mało... Ulegliśmy zatem temu podłemu uczuciu i mamy drugą kozią dziewczynę. 
Różyczka* jest pierwiastką. Kilka miesięcy temu urodziła swoje pierwsze dziecię, a my jesteśmy pierwszymi (niedoświadczonymi) opiekunami, którzy próbują ją doić. Jest przy tym trochę zabawy. Powiem tak: uczymy się siebie.
Wejście do stada odbyło się prawie bezproblemowo. Okazało się, że starsza Białka będzie jednak szefową. Ustawia młodą do pionu i rozdaje jej szturchańce. Za to Bernard zdecydowanie się ucieszył z towarzyszki rówieśniczki. Biegają śmiesznie w bocznych podskokach i wywijają "koziołki" - echhh nastolatki.
Białka z Różyczką.
Z owcami na razie widzą się przez siatkę. Było już oglądanie, obwąchiwanie się i pierwsze próby na rogi. Nie wygląda to groźnie, więc chyba niedługo połączymy ich na pastwisku.

No i wreszcie.... Jedna z kur siadła na jaja!

Pozdrowienia wakacyjne (=pracowite) dla Wszystkich!

* Chyba jest jasne, że autorką wszystkich zwierzęcych imion w naszym gospodarstwie jest Mała M:)

18 komentarzy:

  1. Własny olej - brzmi bardzo kusząco :-) A kurczaki może zechcesz spróbować "wyprodukować" osobiście, doskonały przepis na to znajdziesz u Kanionka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Własna produkcja kurczaków też kusząca. Ale najpierw chciałam zobaczyć jak to robi profesjonalistka:) Dzięki za namiary na Kanionka.

      Usuń
  2. Tłoczenie oleju mnie zafascynowało. Zaraz wyguglam maszynę i popatrzę co i jak. Ciekawa jestem bardzo smaku takiego oleju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opisywania smaku się nie podejmę:) Ale powiem, że potrafi zawrócić w głowie.

      Usuń
  3. Wow własny olej brzmi jak marzenie. Myślę, że wart zachodu ze względu na wyższe wartości odżywcze, co świeże to świeże. Ja czasem kupuje olej lniany świeżo tłoczony od rolnika i nie ma porównania do tego sklepowego. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie na tej naszej maszynce trudny do uzyskania jest lniany. Trzeba by szukać ziaren odpowiednich lub samemu uprawiać. Poza tym, mimo że znam wszystkie jego zalety, to mi cholernik nie smakuje... więc tak żałuję trochę teoretycznie, że taki trudny:)
      Buziaki!

      Usuń
  4. Kilka lat temu spóźniłam się o jeden dzień na olejową przystawkę do wyciskarki soków. Pryskała olejem wiem, ale to najmniej ważne było, chciałam wyciskać olej a kupić nie mogłam. Poczytałam o o Twojej wyciskarce ręcznej, napaliłam się strasznie ale znalazłam elektryczną drogą jak nie powiem co. Odkładam już na nią pieniądze za dwa trzy miesiące kupię.
    Nasza wyciskarka do owoców się już nam dawno spłaciła, chociaż też do bardzo tanich nie należy, ale korzeniowe warzywa wyciska nawet sok z natki pietruszki mam wyciśnięty. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie elektryczna jest łatwiejsza w obsłudze - nie trzeba się tyle namachać i jeśli nadal jest to tłoczenie na zimno, a zakładam że tak, to pewnie warto. Uważaj tylko na chińszczyznę, bo ponoć z kiepskich materiałów zrobiona.
      Pozdrowienia!

      Usuń
    2. Właśnie patrzę, usiłuję znaleźć opis producenta ale kurka wodna trudno się połapać. Znalazłam tłoczy na zimno:
      http://kobiety-kobietom.com/zakupy/ranking.php?pr=pozostaly-sprzet-agd&sort=popularity_desc&producent=GEMCO
      Łatwiejsza w obsłudze, bo ta ręczna opis czytałam, potrzebuje oleju parafinowego tutaj znalazłam opis:
      http://herbarz.alchymista.pl/reczna-wyciskarka-olejowa-piteba-recenzja/
      i z lekka się wystraszyłam. :)
      U Ciebie Bazylio pięknie i te kózki cudne maleństwa i serki będą ciepło bardzo pozdrawiam.

      Usuń
    3. Akurat z parafiną nie ma problemu, gorzej gdyby próbować zastąpić naftą, strasznie wtedy kopci.
      Podziel się wrażeniami jak już wypróbujesz.

      Usuń
  5. Nosz zachorowałam taką na wyciskarkę... a do dzisiaj nawet nie wiedziałam, że istnieje ;) Mogłabym wyciskać z pestek dyni, bo tego zawsze u nas mnóstwo jesienią.
    Kózka cudna, a co się stało z jej dziecięciem? zostało u hodowcy? Masz szczęście, że możesz kupić kózki dojne, ja wciąż czekam na własne (hre hre... kózek mych) mleczko. Myślę, że bez obawy będziesz mogła połaczyć kózki i owce, u mnie przebiega to bezkonfliktowo, nie wchodzą sobie w drogę... ale i tak kozy rządzą ;)
    Kochana Bazylio, wybacz, że nie odpisałam do tej pory, jestem w jakimś szalonym młynie... Czy kupiłaś tą książkę o owcach? Zostały mi już tylko dwie owieczki do wydania, a dwa baranki poszły do skansenu i mają życie jak w raju... jestem bardzo szczęśliwa ;-))
    Ściskam i buziaki ślę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mała kózka, już kilkumiesięczna, została u poprzednich właścicieli.
      Książki nie kupiłam, znikła z allegro, a facet się nie odezwał.
      Dobrze się barankom trafiło, a z owieczkami chyba nie powinno być problemu...
      Uściski wielkie!

      Usuń
  6. Wiesz, nigdy nie próbowałam takiego własnego oleju, jestem jednak pewna, że i zapach i smak muszą być nieziemskie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś tam ziemskiego w nich jest, ale i z niebem mają dużo wspólnego:)

      Usuń
  7. Jak Hana, zaraz zerknęłam po ile takie wyciskarki. Fajna sprawa, szczególnie, jak się ma swoje nasiona, wiadomo jak uprawiane. Lniany ma taki dziwny smak, tylk taki z apteki mi smakuje. Inne oleje lubię, ostatnio z pestek winogron. Śliczne te Twoje kózki Bazylio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam na razie swoich nasion. Kupuję, albo dostaję od sąsiadów. Być może zdecydujemy się na uprawę czegoś własnego, jak już zdecydujemy, który olej nam najbardziej smakuje:)
      W ogóle te moje zwierzątka są fajne - lubię je coraz bardziej:)

      Usuń
  8. Witaj, rozczytuję się w Waszym blogu od jakiegoś czasu i krótko mówiąc jestem pełna podziwu Waszych pomysłów i samozaparcia w tym co robicie. Cieszę się z kolejnych Waszych zdobyczy, nowej kózki, wyciskarki do olejów (super sprawa) oby dalsze Wasze zamiary realizowały się zgodnie z planem. Pozdrawiam ciepło z suchego Podkarpacia Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Krajankę i dziękuję za ciepłe słowa:)

      Usuń