przy-ziemne

przy-ziemne

25 sierpnia 2015

Notatka o przybytku i ubytku... i errata

Dopisuję niestety kolejny ubytek - straciliśmy wczoraj Felusia. Był to kogut-marzenie. I piękny, i mądry, i pracowity. Nie wiem czy był smaczny - to wie nasz okoliczny lis (albo liszka).

Zaczęło się od ubytku. Jakiś miesiąc temu woda w naszej studni zaczęła niepokojąco obniżać poziom. Pogoda jaka jest, wszyscy wiedzą, nie było więc widoków na to, że coś się poprawi.
Podjęliśmy próbę wzmocnienia studni poprzez wwiercenie pod ciśnieniem wody kilkumetrowych perforowanych rur w dno.
Mimo dobrego nastroju towarzyszącego pracy sytuacja niewiele się poprawiła. Codziennie przez kilka dni mogliśmy sobie dopompować po kilkadziesiąt litrów wody. Jednak po dalszej fali upałów skończyło się również i to. Na potrzeby gospodarcze przywoziliśmy wodę w plastikowyh baniakach od sąsiadów podpiętych do wodociągu, ale w końcu zasililiśmy studnię w ten sposób:
Na jakiś czas wystarczy. Pewnie trzeba będzie dowieźć jeszcze parę razy. Stoimy w kolejce do wiercenia studni. Termin mamy na drugą połowę września. Póki co odpadło mi wiele nie tak niezbędnych czynności jak pranie czy podlewanie. A kąpiele i  mycie garów można wykonać w "szklance wody".

Nie ma jednak co narzekać. Przynajmniej mamy zieloną trawę na pastwisku, co jak się okazało, nie wszędzie jest takie oczywiste. A skoro tak, to przywieźliśmy jeszcze kilka owieczek od Rogatej Owcy. Przyjemna to była wycieczka. Gospodarze przyjęli nas suto zastawionym stołem, pysznym winem i swoim interesującym towarzystwem. Dobrze spotykać takich ludzi na swojej drodze. Widzisz się drugi raz w życiu, witasz jak ze starym znajomym, siadasz i gadasz, i gadasz...
Owocem tej podróży jest pięć młodych dziewcząt w naszym stadzie. Mamy ich teraz dwanaście plus Bazyl. Nowicjuszki przez kilka pierwszych dni trzymały się w kupce, zbierały trochę szturchańców od starszych koleżanek, Bazyl dokładnie je obwąchał i na razie dał spokój.

Jeszcze zielono ale widać już zbliżającą się jesień.
Następnego dnia po powrocie z Dolnego Śląska zaczęły się pojawiać na świecie puszyste kulki.
Najpierw trzy, potem pięć, w sumie dwanaście z trzynastu podłożonych jaj. Ostatnie jajo nie chciało wydać na świat młodego, potrzymaliśmy jeszcze przez dobę w inkubatorze:
(w wielkanocnym koszyczku przygotowanym przez Małą M.)

ale ostatecznie okazało się niezalężone. Nie udało się również uratować jednego młodego pisklątka, słabowitego od początku. Ostatecznie mamy jedenaście młodych-pierzastych.

Po liczbie zdjęć pisklakowych łatwo odgadnąć, że to moje pierwsze "wykluwanie". Oczywiście emocje, telefony z pytaniami co robić, żeby było dobrze. Nie przesadzać, nie przeszkadzać, ale też nie zaniedbać. Dzięki mojej przyjaciółce Joli, która poniekąd jest matką chrzestną maluchów (od niej pochodzi kwoczka) i Kuro Neko jakoś udaje mi ogarnąć towarzystwo. Właściwie teraz ogarnia je już kwoka, ale ja uzurpuję sobie prawo do bycia kwoką-alfa i trochę się wtrącam...

Jeśli chodzi o przybytki, to przybywa mi również pomidorków. Wydaje się, że tylko im ta susza nie przeszkadza. Mam pomidorowe zbiory (dojrzałe!) pierwszy raz po czterech latach prób. Owocują zarówno te w tunelu, te pod daszkiem przy ścianie domu, jak i te w ogrodzie pod niebem.
Pierwszy większy zbiór różnych kształtów, rozmiarów...
... i kolorów
To dobrze, bo można częstować gości pomidorami i kozim serem. Ciągle nie mogę się nadziwić, że mimo  "zadupia" odwiedza nas tylu znajomych. Fajne takie odwiedziny. Zwykle ożywcze, inspirujące, często odkrywcze, jak na przykład ta Sylwii i Sebastiana. Sebastian wypatrzył u nas na skarpie wierzbówkę kiprzycę, Sylwia zebrała liście i powiedziała co z nimi zrobić. Zastosowałam się do instrukcji i popijam sobie teraz Iwan czaj. Ha!
Takie "blogowe" wizyty mają również tę zaletę, że można od razu przejść do sedna rzeczy. Z grubsza wiemy co u nas, bo się przecież czytujemy, po kilku zdaniach wiadomo, że nadajemy na podobnych falach, więc z marszu przechodzimy do omawiania zalet i wad glebogryzarki, grawitacyjnego systemu wodnego czy kontaktów z lokalnymi mieszkańcami. A o czym rozmawiali nasi Faceci przy okorowywaniu okrajek, to już nie wnikam...
Znajomi przyjeżdżający z dzieciakami cieszą się, że teren duży, nie ma dróg, można spuścić małe z oka. Za to zwierzątek dużo, co jest atrakcją przynajmniej na chwilę. A jeszcze lepszą atrakcją jest stodoła załadowana po dach kostkami siana. Każdy z odrobiną wyobraźni domyśli się, co mogą z tym zrobić dzieci... 
Mamy też lokalne atrakcje:
Nasza wieś słynęła kiedyś z wiatraków. Zostało kilka. Ten jest w najlepszym stanie i działa. Jego właściciel co roku miele swoją mąkę.
Za atrakcje uchodzą również inne urządzenia, które u nas są jeszcze w codziennym użytku.
Rozmowy z przyjeżdżającymi z miasta przyjaciółmi zawsze dla nas podnoszące na duchu. Bo ładnie, bo przy lesie, bo spokój, bo ptaszki i nawet jeśli czai im się w oczach przerażenie na myśl o ogromie pracy, który jeszcze potrzebny, to i tak to jakoś motywuje pozytywnie.
Wszystkim odwiedzającym - dziękujemy:)

16 komentarzy:

  1. Bardzo to było fajne spotkanie. Dziękujemy!
    Ale kurczaczków masz. Takie śliczne kuleczki. Zazdroszczę bardzo. Nie miałam w zeszłym roku tyle szczęścia. Kurki nie były skore siedzieć na jajkach, a wysiedziane i odchowane kurki wybrały się na nielegalna wycieczkę i już niej nie powróciły.
    Zielono u Was. Marzę o zieleni. Cieszę się, że owieczki mają co jeść. U nas siana połowę zimowego już zjadły. Deszczu ani kropla nie spadła nadal. Schną dęby, brzozy tracą liście. A w zeszły czwartek o mały włos a poszlibyśmy z dymem z całym dobytkiem. Pożar był, łąka spalona. Stawek wysechł zupełnie, ryby rozdane po sąsiadach. Łabędzia wywieźliśmy na Soczewicę - duży staw za wsią. Jest zadowolony i jakby odżył, mimo chorych nóg. Gąsiorek Nils jednak nie chce odejść mimo braku wody.A ja mam zwyczajnie dość.
    Pozdrawiam Was serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko! Ale gdzie pożar? U Was?
      Faktycznie, w porównaniu z tym co u Was, u nas bujna zieloność.
      Trzymajcie się, kiedyś musi popadać...

      Usuń
  2. Wszędzie ze studniami tak samo... U nas całe wsie wody nie mają, tylko ci szczęściarze, co mają głębinówki (akurat my zostaliśmy zmuszeni do wiercenia studni, bo woda, co to być miała w studni istniejącej, kamiennej - okazała się niezdatna nie tylko do picia, ale nawet do mycia... a teraz oddychamy z ulgą).
    Zieleni też zazdroszczę, pastwiska u nas spalone niby step. Brzozy już dawno zrzuciły liście i nawet wierzby żółkną. Siano wyłożone, ale zwierzęta nie chcą go jeść. Wyskubują każde źdźbło trawy...
    Przybytek macie piękny ;) Teraz to już spore owcze stadko! Ciekawa jestem, czy już połączyłaś owce i kózki, czy pasą się razem? Kurczaczki słodziutkie, niech się zdrowo chowają.
    I niech Wam się darzy ;) Ściskam czule!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kozy i owce na pastwisku nie mają ze sobą problemów, gorzej jak pchają się razem do jednego schronu. Wtedy robi się ciasno i kłótliwie. Wobec tego na razie kozy zajmują schron i pasą się wokół domu, a owce królują na pastwisku.
      Wam też niech się dobrze wiedzie!

      Usuń
  3. Bazylio, ja już wodę dowożę do studni od początku lipca. Obiecują nam niby wodociągi na tym zadupiu moim, ale siwo to widzę.
    wszystko usycha.... cóż taki rok.
    Stado owiec cudnej urody, marzą mi się owieczki, ale na razie muszę spokojnie poczekać do przyszłej wiosny.
    buziole posyłam i pomidorków ciut zazdroszczę :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że Ci na piachach mają jeszcze gorzej... A jak dowozisz? Też pomoc sąsiedzka czy jakaś usługa?
      Stadko faktycznie robi się coraz fajniejsze i bardziej kolorowe. A jak łagodzi duszę!
      Pozdrowienia!

      Usuń
    2. U mnie miasto ciut pomaga - zakład gospodarki komunalnej ma sprzęt i dowozi traktorem w zbiorniku 5000 litrów wodę, płacę za to 75 złotych, resztę czyli drugie 75 złotych dopłaca urząd miasta to dość drogi biznes porównując cenę kubika wody w bloku. Woda jest z wodociągów, czyli czysta , tylko chlorowana.
      Ale i tak się cieszę że wożą, bo miałabym duży problem.
      Jeszcze jak była deszczówka to mieliśmy dla zwierzyny i do wc, a teraz nic nie ma:(
      Z pomocą sąsiedzką niestety różnie: jeszcze ubiegłej jesieni sąsiad zza płotu się wodą podzielił - podpięty pod wodociągi - za wodę mu zapłaciliśmy, czyli było uczciwie. Ale dalszej sąsiadce to przeszkadzało i nasłała na niego komisję z wodociągów, że wodą nielegalnie handluje :(
      A co do łagodzenia duszy - potwierdzam - najbardziej uspokaja mnie towarzystwo moich kóz :)

      Usuń
    3. A no to fajnie macie, że przynajmniej tyle. My też byliśmy w gminie, ale usłyszeliśmy, że jeszcze nikt takiego problemu nie zgłaszał i została sprawa zapisana w kajeciku:)
      Kózki mamy podobne:)

      Usuń
  4. Odwiedziny u Ciebie to była czysta przyjemność ;) Choć to tylko 2 dni były, mam wrażenie jakbyśmy się znali już wiele lat. Bardzo przyjemną atmosferę tworzycie, nawet zwierzaki całkiem szybko uznały nas za część "stada", tak dobrze i bezpiecznie im się żyje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He he, pewnie tęsknisz za kotami-przytulasami:)

      Usuń
    2. Owce, kozy, kury i psy też szybko przywykły do naszej obecności ;) A koty-przytulasy to już w ogóle przegięcie, rzadko kiedy można spotkać tak dobrze odchowane kociaki, ale w większości to zasługa małej M. ;) Jak byłam mała to też lubiłam niańczyć kociaki, hehe. I chyba zostało mi to do dziś, tylko już nie w takim zakresie czasu jakbym chciała :P

      Usuń
  5. Oj, przykro z powodu Felusia. Tak to z lisami jest. Pilnuj kurczaczków, bo i one w lisim menu na dobrych pozycjach się plasują. Buziaki i wyrazy współczucia z powodu straty.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj przykro mi z powodu Twoich strat :( ale ciesze się,że coś jednak również przybywa i to nie byle co :)) kurczaczki świetne oby się dobrze chowały a na stole takie witaminki,że ho ho. Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiem jak to robisz, ale faktycznie przy Tobie można poczuć się jakbyś się z Tobą znało już wiele lat :) Szkoda kogutka, tak się dobrze zapowiadał, ale za to kurczaczki prześliczne. Jedyne pocieszenie z tej suszy to właśnie udane pomidory. Uściski ślę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    Mam na imię Grzegorz, jestem ze Szczecina. Marzę o takim życiu jakie prowadzicie. Na pewno macie ogrom pracy jednak wiecie, że żyjecie zdrowo i tak jak chcecie z dala od systemu,który nam wszystkim głowy niszczy :) Z tego co zauważyłem to ceny gruntów w Podkarpackim nie są straszne. Chcielibyśmy z żoną i dziećmi żyć swoim życiem, a niestety zachodnio-pomorskie jest zbyt drogie :/ Poza tym tutaj same równiny. Będę wdzięczny za kontakt g.rzemieniewski@onet.eu , Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego, podziwiam postępy :)

    OdpowiedzUsuń