Wpadł Sąsiad Zza Lasa (nie mylić z Sąsiadem) pogadć. Sąsiad Zza Lasa jest starym kawalerem na gospodarce siedzącym i robiącym na wiosce za tubę, czyli ciekawski i plotki lubiący.
Wpada do nas często (co drugi wieczór), bo jako nowi i lekko nietypowi, budzimy szczególną ciekawość. W sezonie truskawkowym przynosił zawsze kobiałkę truskawek i K. śmiał się, że to jest jego cena za informacje.
Rozmowy są dosyć jednostronne, pytania zróżnicowane. Zainteresowania Sąsiad ZL ma szerokie.
- Co to za drzewko dzisiaj posadzilaś?
- Dziurę w dachu już załataliście?
- M. była dzisiaj w przedszkolu?
- Jeden kot jest, a drugi gdzie?
- A twoi rodzice jeszcze żyją?
- Ten kredens to po B. (poprzednich właścicielach) został?
- Ile masz lat?
- Jak krowa będzie się cielić, to K. przyjdzie do pomocy?
Kolejność pytań zupełnie luźna, niepowiązana logicznie i trzeba przyznać, że zawsze mnie zaskakuje następnym.
Wczoraj też wpadł spragniony, bo nie było nas przez kilka dni. Dowiedzieliśmy się, że zostawiliśmy otwarte okna, on przychodził codziennie, bo "nic nie mówiliście, że wyjeżdżacie" (sic!), no i na koniec pojechał po bandzie:
- A ty lornetkę masz?
- Nieeee, a po co? (szukam w głowie uzasadnienia, no owszem ornitologiczne, ale jakoś słabo pasuje do Sąsiada ZL)
- Można se na N (kilka domów na równoległym wzgórzu) popatrzeć.
- Nooo, ale na co w N?
- A co ludzie robią przed domem, gdzie kto idzie....
- A! nie przyszło mi do głowy....
Poszedł. Pośmiałam się trochę pod nosem, pokręciłam głową, po czym pomyślałam, że przecież ja też mam swoją "lornetkę"... internetową. Też sprawdzam, co u kogo słychać. Różnica taka, że podglądam historie dobrowolnie udostępnione. Ale nauczyłam się już, że na wsi prywatność jest inaczej zdefiniowana. To jak się zachowujesz, co mówisz i co robisz jest poniekąd dobrem wspólnym całej społeczności służącym do opisu twojej osoby i pewnego zaszufladkowania. Trudno się przechodzi między szufladkami - też trzeba mieć to na uwadze.
Terenem zupełnie prywatnym jest to, co w głowie.
Dobrych myśli zatem życzę!
Wiesz, przez dłuższy czas myślałam naiwnie, że jestem anonimowa. Nie tyle we wsi, co w miasteczku odległym o 8 km. Ale nie... Jadę Ci ja po żwirek dla kotów, a pan w sklepiku mówi, że mąż już kupił!
OdpowiedzUsuńA we wsi czasem pada kwestia, z której wynika niezbicie, że informacja jest wynikiem lornetkowej inwigilacji. Sąsiad innemu sąsiadowi wręcz powiedział, żeby drzewa przyciął, bo nie widzi, co dzieje się u J. Nas już trudniej inwigilować, bo zarośliśmy.
Mimo wszystko, ma to swoje dobre strony, a i tak mus przywyknąć, to się nie zmieni:)
Taaa, lornetka zrobiłaby na mnie większe wrażenie, gdybym się z nią nie spotkała już w naszej poprzedniej wsi. Też nam sąsiad w twarz powiedział, że bardzo lubi sobie na nas popatrzeć. Myślę, że miał niezły ubaw patrząc na nasze próby gospodarowania "na obejściu":)
UsuńJa akurat mieszkam w mieście, ale w dzielnicy "domkowej", i tak samo zostałam zaskoczona w sklepiku, jak Hana :) "Lornetkowców" jeszcze nie zauważyłam, sama mam, a owszem, ale podglądam nią ptaki i wiewióry . Na wieś często jeżdżę, mam tam sporo rodziny, wakacjuję też w agroturystykach i faktycznie bezpośredniość ludzi żyjących na wsi nie raz mnie zdumiewała :)
OdpowiedzUsuńW czasach, kiedy troszkę podróżowałam spotykałam się z podobną bezpośredniością. Zestaw pytań: skąd jesteś, ile masz lat, czy masz męża, ile masz dzieci i jakiego jesteś wyznania, to właściwie początek każdej rozmowy. NIe ma się co obruszać. Kiedy wchodzi się w jakąś społeczność z pozycji Innego - trzeba dać się poznać.
UsuńA lornetka w celach inwigilacji natury, to pożyteczna sprawa!
P.S. Fajne te Twoje dłubaninki:)
Mam sąsiadkę, która wypytywanie zaczyna od słów : nie mój to interes, ale nich mi pani powie....Lornetki to obowiązkowe wyposażenie całej wsi. Ja tez mam :-)))). Uściski !
OdpowiedzUsuńAle przecież u Was każdy mieszka "za lasem" - to jak to przez te lornetki??:)
UsuńCałujemy!
Dają radę, dają ! Nawet potrafią wejść na kamień, pagórek, nawet skalniak i Po prostu MUSZĄ wiedzieć !
UsuńJak to brzmi znajomo. :) Miesiąc po przeprowadzce na wieś przychodzi do nas jakiś facet i pyta czy tu elektryk mieszka. No, uśmiechnęłam się i pytam skąd wie. Z nikim jeszcze się nie poznaliśmy, z nikim nie rozmawialiśmy. Na to gość odpowiada, że od batiuszki, a ten znowu od Wali. Złapałam się tylko za głowę i śmiałam, że poczta pantoflowa to działa szybciej niż cokolwiek innego. Wydaje mi się, że nikomu nie mówiliśmy. Potem już przestałam wnikać skąd oni wiedzą pewne rzeczy.
OdpowiedzUsuńPrzywykłam do tego. Wiem już też, że moi mieszkańcy wsi nie są złośliwie ciekawi. Sąsiadki jawnie przyznają, że troszkę lubią poplotkować i o mnie też(oczywiście same dobre rzeczy). No i mnie na plotki zapraszają. Czasem idąc po jajka muszę swój obowiązek wsiowy spełnić i informacji dostarczyć, ale mi to nie przeszkadza. To są dobrzy i serdeczni ludzie.
Plusem jest także to, że mój dom nie potrzebuje firmy ochroniarskiej. Świetnie się sprawdza w tej roli mój najlepsiejszy 90-letni sąsiad.
Pozdrawiam.
Ja też się czuję zupełnie bezpiecznie, pod tak wnikliwą obserwacją:)
UsuńWitam i pozdrawiam:)
Co wieś to folklor :)
OdpowiedzUsuńNa pewno jednak dobry stróż z Sąsiada zza Lasa :)
ha ha ha :)
OdpowiedzUsuń