Słowo "gumno" ma kilka znaczeń. Najbardziej popularne, to miejsce w stodole, gdzie się zwykle młóciło zboże, u nas nazywa się to boiskiem oraz ten fragment gospodarstwa, który zajmują dom i zabudowania gospodarcze. Lubię to słowo. Chyba od czasów słuchania "Z pamiętnika młodej lekarki", gdzie pacjenci często przybywali z gumna lub udawali się na gumno. Teraz raczej się nie używa "gumna", może z racji podobnego brzmienia z innym mało eleganckim słowem. Czasem na blogach spotykam gumno jako żartobliwy odpowiednik gospodarstwa właśnie.
Z gumnem mam jeszcze jedno skojarzenie. Gumowce - każdy wie co to jest. Mówi się też kalosze lub gumiaki. Głównie chodzi o to, że z gumy. Ale z okolic mojego dzieciństwa zapamiętałam - GUMNIAKI. Wiem, że niepoprawne, ale jakie celne określenie na obuwie przydatne do chodzenia po gumnie!
A na gumnie marcowo. Początek miesiąca robił z nami co chciał. Jednego dnia sprezentował mi taki świt:
a następnego taki:
Śnieg szybko stopniał, pozostawiając mokre, gliniaste gumno. Gumniaki są niezbędne! Moje jeszcze w wersji zimowej, ocieplanej, zdobne w śnieżynki.
Kiedy pogoda jeszcze nie pozwalała na działalność zewnętrzną, zajmowałam się produkcją domową.
A potem... Potem zbudowałam sobie inspekt! Miałam kilka szyb zespolonych - gratis od szklarza, który chciał się ich pozbyć. No to zostały wykorzystane. Zbite z desek obramowanie, wykopany dół. Kury uradowane świeżą dostawą białka.
Po prostu jadły mi z łopaty! To mrówki tak dokładnie były wyjadane.
Nawóz koński zbierany po sąsiadach.
Do tego słoma, przemieszane, podlane, udeptane. Przysypane ziemią. Okna na górę i grzeje się. Stasinek-wartownik pilnuje, żeby dobrze się grzało. Po minie widać, że zadanie poważne i odpowiedzialne.
Inspekt ma wiele wad. Przede wszystkim jest nieporęczny. Okna są ciężkie i po prostu ułożone na skrzyni. Za każdym razem, kiedy chce się coś zrobić, trzeba je pojedynczo ściągać. Jest to menconce. Ale ma jedną potencjalną zaletę - powinien działać! Wysiałam już pierwsze rzodkiewki i kalarepki.
A wczoraj z ranka... Znowu niespodzianka! Przy porannym karmieniu owiec znalazłam drugiego czarnego cudaka. Tak, mamy kolejną dziewczynkę!
To Lady, co do której do końca nie byłam pewna, czy jest kotna, powiła nocą Ludkę. Rano kiedy przyszłam Ludka była już wylizana, suchutka i próbująca pierwszych bryków. Pogoda taka, że owce razem z przychówkiem cały dzień są już na pastwisku.
Luda |
Ludka z mamą, Lady. |
j.w. |
Po prawej miesięczna już Celinka i jednodniowa Ludka. |
U Celinki widać już różki. |
Wiosny życzę! Na niebie, na ziemi i w głowach!
I u mnie już wiosennie, muszę kilka fotek cyknąć i w końcu jakiego wpisa na bloga dać ;) Hehe, kuraki zawsze pod ręką jak coś się kopie :P A z inspektem było by lżej jakby ramki zbić i folię tunelową przyczepić. Taki sam efekt :) U nas w okolicznych sklepach ogrodniczych już jest, rożnej szerokości i trwałości na metry sprzedawana. Chyba, że planuje się coś jeszcze to trochę taniej przez internet można kupić większą ilość. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNoo, Kuro Neko strasznie dawno nic nie pisałaś:) Myślałam o folii ale... po pierwsze chciałam wykorzystać okna, co się mają marnować, a po drugie, ja słaba jestem w te majsterkowe historie, a z folią musiałabym wyczarować jakiś system zabezpieczeń, bo wiatry takie, że z pewnością by ją zwiało. Może jak K. wróci, to wymyśli jakieś cudo:)
UsuńTeż pozdrawiam w oczekiwaniu na nowości u Ciebie:)
Też w pierwszej kolejności wykorzystuję to co już jest i jako tako się nadaje :) I takim sposobem wiele przedmiotów zyskuje kolejne życie, zanim całkiem się zużyje.
UsuńOtóż to! Zobaczymy jak się sprawdzi - nie mam doświadczenia z inspektami. Poza tym, chyba postawimy w tym roku foliaka na te wszystkie cudne pomidory - żal by mi było, gdyby się znowu zmarnowały.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNa moim gumnie już gwałtownie wiosennie, za to u Ciebie więcej się dzieje. Kura jedząca z łopaty rozśmieszyła mnie - nie wiedzieć dlaczego?
OdpowiedzUsuńNo i dwa świty wokół zamku! Bezawaryjnie przetrwaliście zimę! I owieczki jak zawsze fascynujące samodzielnością od pierwszych chwil życia.
Piękne gumniaczki. Ja mam takie z geesu o 3 numery za duże. Mniejszych nie robią, widocznie ludność tutaj żyje na szerokiej stopie...
Zawsze problem z małymi numerami tego obuwia wyjściowego:) Moje zza wschodniej granicy - wersja damska, tylko ciutkę za duże:)
UsuńWolę za duże - można włożyć baardzo grube skarpety.
UsuńAaa, jasne! Ale moje ocieplane - dawały radę w największe mrozy:)
UsuńTe owieczki małe zawsze rozczulają.
OdpowiedzUsuńTrochę zazdroszczę grzebania w ziemi i zbierania kup. Na Mazurach jeszcze wiosny ni widu ni słychu. Pewno w lesie jeszcze zalega śnieg. A mój kompostownik zamrożony. I jak na złość w każdy łykend zimniej niż w tygodniu. To, jak mam tam jechac?
No to Ci nie zazdroszczę, bo faktycznie zastrzyk przyjemności duży. Ale i to się odmieni... Zobaczysz, przyjdzie W. i do Ciebie:) I niech zacznie od weekendów:)
UsuńCiebie się czyta i ogląda tak jabym się w jakims odrealnionym bycie było. Twój blog wycisza i uspokaja. Bardz chętnie będę zaglądać.
OdpowiedzUsuńNo, no, zaglądaj - po to jest:) Ale to ciekawe co piszesz, bo ja mam wrażenie dużej realności mojego bytu. Z tymi pięknymi widokami ale i błotem dookoła, z zapachem wiosny ale i smrodkami obornika, z radością wykonanej pracy ale i podrapanymi, brudnymi rękami. Takie dosyć realne życie:)
UsuńPozdrowienia!
Dopiero co wysłałam mejl do Ciebie z pytaniem o jagniątka... no to już wiem ;) Gratulacje, są cudne i w dodatku dziewczynki!
OdpowiedzUsuńInspekt bardzo "pierwotny", ale powinien działać, a to najważniejsze. U nas gumniaków całe rzędy stoją, pełna rozmiarówka, nawet dla gości. Bez tego nie ma szans na spacery po pastwisku ;)
Taaa, moi goście czasami przywożą ze sobą gumowce, ale takie "miastowe" aż ich szkoda na te błota tutaj:)
UsuńI podoba mi się określenie "pierwotny" he he. Inkwi, prawdziwa dyplomatka z Ciebie:)
UsuńNajlepiej mi się chodzi w mężowskich filcakach, ciepłe, wsuwa się swobodnie stopę, to nic, że trochę spadają; popatrzyłam na Twój kopulasty domek ...zlokalizowaliśmy trochę podobny w Krzywczy, Hobbitówa się nazywa, pojedziemy odwiedzić to miejsce; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńHa! Popatrz jaki nośny temat z tym obuwiem:) Hobbitówkę znam z internetu, na żywca nie widziałam. To przyjedźcie też do nas w odwiedziny, poopowiadacie jak to wygląda:)
UsuńPozdrowienia!
Aż miło popatrzyć jak u Ciebie praca wre mimo, że wiosna jeszcze kaprysna. Nawet zwierzaki zaanagażowane w pomoc, robią co mogą, bo jak się tworzy coś z pasją to cały wszechswiat sprzyja. Owieczki cudne, oby sobie zdrowo brykały :) Pozdrawiam cieplutko!
OdpowiedzUsuńZawsze masz dobre słowo w zanadrzu:) Jest jeszcze parka maluszków. Na razie wszystkie zdrowe i brykające, ojjjjj brykające:)
UsuńCałuski!
Ogladałam maluszki juz dawno, tylko nie miałam czasu napisać. Jak to emerytka - czasu mam ciągle mało :-))). Śliczne dziewczynki, czytałam, że są następne. Niech się zdrowo chowają ! Ja tez często używam słowa "gumno" ale na szczęście mam gumiaki - u mnie piach, piach i piach...Uściski dla wszystkich mieszkańców kopułki !
OdpowiedzUsuńCzasami marzy mi się piach... Tymczasem piasek, podobnie jak i kamień, są w naszych okolicach towarem ekskluzywnym.
UsuńMam nadzieję, że brak czasu spowodowany przyjemnościami ogródkowymi (?).
My też ściskamy!!!
Ale macie wspaniałą glinę:) U mnie 10 cm ziemi a dalej piach, żółciutki i wesoły,podlaski piach.
OdpowiedzUsuńInspekt dla mnie za mały, męczę swego Miłego o nową szklarnię, może wymęczę;) Bo zagroziłam, ze będzie spał wśród wybujałych pomidorów, którymi obstawię łóżko:)
Podobno bardzo dobre podkarpackie kafle z tej gliny robiono.
UsuńI ja się chcę rozwijać! Inspekt to na rozsady, bo mi parapetów brakuje (muszę pomyśleć o tym, jak będziemy kopułkę wykańczać). Czekam na powrót K. i może coś wykombinujemy, choćby foliaka...
Pozdrowienia!
Ciekawam jak tam domek gliniany po zimie?
OdpowiedzUsuńU mnie gumniaki to zwykle obuwie, nawet do sklepu w nich jezdze, wszedzie bloto, takze bez nich nie ma zycia tutaj na wsi.
Owieczki i malenstwa cudne, jak ja marze o owcach, rowniez kury chcialabym bardzo miec, ale niestety tutaj przy lesie to niemozliwe, ja niekiedy myle lisy z moimi kotami. Wczoraj wlasnie mojej najblizszej sasiadce coc zagryzlo wszystkie kury, a bylo ich sporo!
Pozdrawiam i zycze rychlej wiosny
My też przy lesie. Lisy widzę średnio co drugi dzień, ale jakoś kurnika jeszcze nie wyczaiły. Może zobaczyły kiedyś Sabę i przestraszyły się, że to groźny pies:)
UsuńO kopułce będzie w następnym wpisie.
Pozdrowienia!
Moi dziadkowie mieszkają na wsi i gdy patrzę na te zdjęcia to przypominają mi się wakacje na wsi spędzane u dziadków:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że są to miłe wspomnienia:)
Usuń