Mogłaby też nazywać się notatką o uporze, który nie prowadzi do niczego dobrego lub o głupim Polaku po szkodzie. Jak widać, optymistycznie nie będzie.
Mimo licznych zapewnień, że się nie uda, od kilku lat czynię wysiłki, aby mieć pomidory z gruntu - nie pryskane, pachnące wiatrem i słońcem. Nie udaje się... W drugiej połowie lipca nadchodzi licho zwane chorobą grzybową i zwykle pięknie zapowiadające się krzaczki obsypane pomidorami, zamiast dojrzewać i cieszyć serce, zamieniają się dzień po dniu w straszące kikuty.
W tym roku pomidory (rumba ożarowska, bawole serce i malinówka) rosły na grządce wzniesionej, podlewanej gnojówką z pokrzyw i skrzypu, opryskiwane odwarem skrzypowym i rozcieńczonym mlekiem. Nic to nie dało. Właśnie wyrwałam wszystkie krzaki. Oberwałam zdrowo wyglądające zielone owoce do skrzynki z siankiem. Może uda się, żeby chociaż kilka dojrzało sobie w ciemności.
Serce boli.
Dlaczego tak się upieram przy metodzie w gruncie? Ano pamiętam z dzieciństwa ten smak czerwonego pomidorka zerwanego prosto z krzaka i ciepłego jeszcze od słońca. A muszę dodać, że wychowywałam się w rejonie, gdzie w powietrzu było więcej metali cieżkich niż azotu i tlenu - no chyba, że to właśnie pomidorom pasowało.
Naprawdę nie ma sposobu, żeby się to udało? Naprawdę musi być folia lub szklarnia lub oprysk? Echhhh...
Przynajmniej koktajlowe sobie radzą!
Ale nie tylko grób i mogiła!
Kurdupelki rosną!
Pimpilą sobie radośnie, skrzydełkami wymachują, a Saba poczuła w sobie zew psa pasterskiego i pilnuje zawzięcie. Parę razy pogoniła już Stasinka, który też chciał popilnować, ale nie dane mu było.
A jeśli cierpliwa kwoczka wytrzyma, to za jakieś dwa tygodnie będzie nowa dostawa maluszków!
Przy okazji bardzo dziękuję Kuro Neko za konsultację w kwestii żywienia:)
No i dostałam niedawno prezent! Praktyczny! Bardzo lubię praktyczne prezenty. W ubiegłym roku była to mała siekierka, taka w sam raz do ciosania szczapek na rozpałkę.
Po lewej to prezent niedawny. Po prawej trochę dawniejszy:)
Być może papierówki nie są najlepszą odmianą na soki, ale mamy ich zatrzęsienie, no i chcieliśmy wypróbować sprzęt. Sok wyszedł doskonały!!! Musimy jeszcze ulepszyć technologię, tzn. muszę uszyć woreczek z jakiegoś bardziej zwartego materiału, bo ten dołączony do kompletu przepuszcza pulpę. Soki robiliśmy już dwa razy - pierwszy raz z jabłek ze skórkami, za drugim razem jakoś z rozpędu obraliśmy jabłka. Ten ze skórkami był smaczniejszy. Nie wiem czy to reguła - będziemy próbować z innymi odmianami.
Życzę Każdemu czego tam potrzebuje!:)
My obecnie kilku bezdeszczowych dni, żeby udało się skompletować kostki słomy na budowę.