Mamy
u siebie cztery duże telewizory i piąty malutki. Puszczają w nich
zwykle filmy przyrodnicze. Oglądamy zmieniające się pory roku,
zakwitające i przekwitające rośliny, odwiedzające nas ptaki i dzikie
zwierzęta.
Telewizor
zachodni pokazuje nasze podwórko, sad i zwierzęta hodowlane. Głównie
kury i kaczki, ale jest też fragment pastwiska i ogrodu.
W południowym możemy oglądać lasy, pola, w dole kilka domów z naszej wsi. O poranku dolinę zasnutą mgłą.
Wschodni
telewizor w okresach burzowych często emituje tęcze. Pojedyncze lub
podwójne. Tam też pokazują najładniejsze chmury, szczególnie dobrze im
wychodzą te wieczorne oświetlone zachodzącym słońcem.
Telewizor północny to znowu część sadu. W nim można podglądać ule i kompostownik - tam zawsze dzieje się coś ciekawego.
Telewizor północny to znowu część sadu. W nim można podglądać ule i kompostownik - tam zawsze dzieje się coś ciekawego.
W
telewizorze najmniejszym oglądamy tylko niebo. Dzienne lub nocne,
lub... podwozia naszych kotów, które upatrzyły sobie właśnie ten ekran.
Bardzo
fajne te programy. Może się wydawać, że są dłużyzny, że nic się nie
dzieje, ale jeśli dobrze się przyjrzeć, uważnie popatrzeć, to zawsze
jest ruch. Życia i obumierania. I trwania. I te kolory! Czasem
stonowane, zasnute mgiełką, a niekiedy przemyte deszczem, tak nachalne,
że bolą oczy.
Ramówka
nie przewiduje programów z agresją, choć zdarza się zobaczyć scenę
polowania (cztery koty, to nie przelewki) lub jakąś podwórkową bójkę
młodych kogutków. Kiedyś mieliśmy wyjątkowe szczęście trafić na scenę
walki dwóch rogaczy o
terytorium sąsiadującej łąki. Walka była bezkrwawa. Polegała głównie
na pokazie siły i powolnym wypychaniu przeciwnika z terenu. Audycja
trwała ze dwadzieścia minut i była jedną z lepszych, którą tu puszczali. Programy z sarenkami są tak częste, że właściwie to już serial.
Za
to romanse emitują często. Tańce godowe nastroszonego koguta.
Eleganckiego kaczora, który cały w ukłonach podrywa kaczki. Z daleka
można też dojrzeć naszego kozła z podniesioną wargą. Daje znać, że nie przegapi rui w swoim haremie. Obściskiwanki osłów puszczają kilka razy na
dzień. Przelatuje mi wątpliwość czy te ujęcia nie są zbyt obsceniczne
dla oczu młodego dziewczęcia, jakim jest Mała M., ale nie wydaje się być
zgorszona. Przybiega niekiedy mówiąc, że któryś z "chłopaków" znowu
przytulał którąś z "dziewczyn" i chyba nawet szeptał jej do uszka, że ją
kocha.
Zdarza
się, że po robocie siadam, biorę piwko i gapię się w ekran. Nie żałuję, że nie mam pilota. Innym razem udaje się
tylko zerkać w przelocie. Efekty dźwiękowe uzyskuje się poprzez uchylenie szybki ekranu. Są niesamowite. Telewizory są włączone
24h/dobę. Bywają chwile, kiedy zastanawiam się czy nie przyciszyć, kiedy
o czwartej nad ranem budzi mnie ptasi jazgot. Przypominam sobie jednak
po chwili, że w mieście budził mnie młot pneumatyczny i zgrzyt
szlifierki z nieustannie remontowanej sąsiedniej kamienicy. Uśmiecham
się więc tylko i zasypiam po chwili.
* Z pozdrowieniami dla tych wszystkich, którzy mówią: to jak wy tu tak bez telewizora?