przy-ziemne

przy-ziemne

31 października 2014

Notatka budowlana cz. 11 i ostatnia

Ostatnia w tym roku. Nie wszystko udało nam się skończyć, ale więcej budowania nie będzie, bo już za późno, bo nie wyschnie lub, bo nie wiadomo co zrobić. Ostatni miesiąc, to wyścig z czasem, żeby dokończyć to co konieczne.

Najpoważniejszym niewykończeniem jest brak ostatecznej powłoki zewnętrznej kopuły. Docelowo miały być położone, na istniejące dwie warstwy tynku cementowo-glinianego, folia kubełkowa oraz ostatnia wartswa tynku, pociągnięta na koniec preparatem wodoszczelnym.
Jednak z powodu opisywanych wcześniej pęknieć baliśmy się obciążać kopułę kolejnymi warstwami, a nie znaleźliśmy rozwiązania, które byłoby jednocześnie elastyczne (wytrzymałoby pęknięcia), lekkie, wodoszczelne i oddychające. Poza tym w zależności od tego, co się wydarzy po zimie, jak kopuła zniesie działalność śniegu, a fundamenty mrozu, będziemy decydować co dalej robić. Jest możliwość dozbrojenia konstrukcji, w najgorszym zaś wypadku - położenia dachu.
Tak czy inaczej musieliśmy kopułkę zabezpieczyć na zimę. Po wielu rozważaniach jak to zrobić zdecydowaliśmy się na położenie folii tunelowej. Żeby zachować minimalną przynajmniej dylatację i możliwość oddychania, pod folię poszła siatka maskująca, a przy świetliku zrobione są otwory wentylacyjne.

Ostatnie zdjęcie kopułki przed założeniem folii.
Zakładanie siatki i folii.
 No i tak to wygląda obecnie.
Wspominałam już o tym, że zrobiliśmy izolację fundamentów przed wodą i mrozem. Na izolację poszły kolejno warstwami: folia kubełkowa, piasek, styropian, folia fundamentowa, siatka
zbrojeniowa, beton.
Teraz kołnierzyk izolacyjny jest do połowy zasypany ziemią.

Wnętrza też nie udało się dopieścić - zostawiamy sobie na to przyszłą wiosnę. Jesteśmy na etapie dwóch warstw tynku - potrzebne jeszcze co najmniej dwie. Mamy dociągniętą wodę ze studni, co oznacza zimną wodę w kranach, kibelku i działającą pralkę - dla mnie krok cywilizacyjny godny Księżyca:)
Mamy działający piec. Rozprowadzony prąd (dziękuję, D.), podłączoną kuchenkę gazową (na butlę). Położone podłogi drewniane w technologii: folia, wełna mineralna i deski na legarach. W łazience czasowo płyta osb, ma być klepisko gliniane, ale długo schnie, więc też sprawa odroczona. Tutaj jako izolacji użyliśmy keramzytu.
Koniec końców, mimo dużej prowizorki i niedociągnięć estetycznych... ZIMUJEMY!

Pierwsza przymiarka schodów na antresolę. Przy okazji, bo chyba jeszcze nie mówiłam o tym, że wszystkie okna, drzwi, spora część AGD, no i schody są prezentem od mojej Przyjaciółki, która jest w trakcie duuużego remontu.
Kilka zdjęć wnętrza.

Sobota wieczór. Potężne zmęczenie po trzech pełnych miesiącach pracy. Skończyliśmy przenoszenie podstawowych sprzętów.
I pierwsza banieczka z Sąsiadami za pomyślność na nowym. Bez ich pomocy niewiele udałoby się zrobić.

W poniedziałek rano K. udał się do innych obowiązków, ja "urządzam".
A jako ostatnia z większych prac przed zimą powstaje ganeczek.

Chciałabym to jakoś ładnie podsumować, ale nie umiem. Potrzebuję odsunąć się kilka kroków od tego roboczego transu.
W tym momencie na pewno odczuwam ogromną wdzięczność dla Wszystkich, którzy się przyczynili do powstania kopuły - jest ich trochę:) Ale też zdziwienie i satysfakcję, że można, i że własnymi rękami. Niesamowite uczucie.

To może niech zakończeniem będzie zupenie nie związany z budowaniem temat, chociaż może związany, ale w szerszym znaczeniu budowania całego gospodarstwa. Otóż w trakcie tej trzymiesięcznej budowlanej historii, przydarzyła nam się dwudniowa wycieczka na drugi koniec południowej Polski. A do kogo? A do Rogatej! A po co? No jak to po co - po rogaciznę! Zdarzenie było bardzo miłe i ożywcze. Psychicznie nas odbudowało, a dodatkowo przyjechały z nami cztery ślicznotki i kawaler.
Rogatej Owcy i Małżonkowi bardzo dziękujemy, że mimo zabiegania spędzili z nami kawał wieczoru i poranek dnia następnego.
Owce mają się świetnie, z pastwiska zadowolone, aczkolwiek chętnie odwiedzają schron, gdzie pachnie świeżym siankiem. Chodzą też za mną gromadką, bo często wypada mi z kieszeni jakaś marchewka czy inne jabłuszko. Podskubują, dają się głaskać, z wyjątkiem Bazylego, który zachowuje daleko posuniętą ostrożność.
Działają na mnie uspokajająco. I jakoś tak z sensem wygląda teraz ta nasza wielka łąka - w końcu się na coś przydaje...

Życzę Wszystkim wielu pozytywnych myśli pomimo i a propos jutrzejszego Święta.

P.S.
Mam jeszcze dokumentację fotograficzną "step by step" z budowy oczyszczalni korzeniowej, którą też sobie zrobiliśmy w wolnej chwili, a co... Ale to już przy okazji następnego spotkania.




2 października 2014

Notatka o fachmanach

Aparatu nie ma i nie będzie przez jakiś czas. Ale pracujemy, jakby był:)
Piec stanął, komin stanął, dym z komina poszedł. Ścianki działowe też postawione. To w środku. Na zewnątrz zrobiliśmy jeszcze izolację poziomą docieplającą fundamenty.
Chłopaki zabrali się za ganek, a ja fuguję piec - gliną, a jakże.

Roboty posuwają się szybko, bo lokalni fachowcy (zdun, murarz) tak pracują i trzeba się dostosować.
W ogóle praca z nimi jest ciekawym doświadczeniem.
1. Fachowcy zaczynają wcześnie rano. Dla mnie to luz, bo jestem ze skowronkowatych, ale K. to sowa. Dzielny jest strasznie, ale zauważyłam nieprzytomne przerażenie, jak ostatnio murarz zajechał do nas na motorku o 7 rano.
2. Fachowcy pracują szybko. Czasem bardzo szybko, co jest oczywiście zaletą, ale trzeba uważać, bo z rozpędu/rutyny popełniają błędy, które potem z wdziękiem tuszują, ale mogłoby ich nie być.
3. Fachowcy uważają, że w każdym normalnym gospodarstwie znajdzie się: kawałek blachy, druta o różnych przekrojach i innego żelastwa, kupka starych cegieł/dachówek itp., dlatego do głowy im nie wpadnie, żeby się kazać zaopatrzyć wcześniej w takie rzeczy. Staliśmy się więc klientami szrotów i nasze gospodarstwo zaczyna przypominać "normalne".
4. Z fachowcami trudno się dogadać. Tutaj problemy są dwojakiego rodzaju. Zwykłe językowe. Na branżowy slang nakłada się lokalna gwara, dzięki temu możemy wysłuchiwać pięknych potoków słów, które brzmią znajomo, ale niewiele wnoszą znaczeń. Na szczęście pracuje z nami Syn Sąsiada, który dodatkowo pełni funkcję tłumacza kultur. Drugi problem jest trudniejszy, bo wymaga od fachowca odpowiedzi na pytanie: dlaczego. Zwykle przez 30, 40, 50 lat praktyki zawodowej nikt nie zadał fachowcowi pytania dlaczego coś robi właśnie tak. Czasami nasuwa się podejrzenie, że nigdy się fachowiec nad tym nie zastanawiał, bo przecież: zawsze się tak robi - to najczęstsza odpowiedź.
5. Średnia wieku fachowca, to 70+, może to tłumaczy, że fachowiec nie pyta jak chcesz, żeby było zrobione, wie lepiej jak ma być zrobione.

I tak współpraca jest bardzo pouczająca i dzięki nim zdobywamy mnóstwo umiejętności, chyba sobie na zakończenie przyznamy jakieś odznaki:)

Pozdrowienia czeladników ślemy!